piątek, 14 marca 2014

Rosjanie w Warszawie



Rosjanie w Warszawie

To jest niepokojące, jak ciągle widzimy wszystkich możliwych polityków zwiedzających bazy marynarki wojennej, dotychczas nie słyszałam, żebyśmy mieli jakąś marynarkę wojenną z prawdziwego zdarzenia, te wszystkie czołgi, lecące samoloty, F-16, Bóg wie co. A teraz jeszcze przeczytałam, że Rosjanie tak szybko dojdą do Warszawy - mówiła Janina Paradowska w "Przeglądzie prasy" w Radiu TOK FM.

A mnie się podoba, podoba mi się, bo to idiotyczny kraj przez idiotów zamieszkany i przez takowych rządzony, więc czego innego można się było spodziewać. Wreszcie wieczni opozycjoniści z Solidarności maja to co kochają najbardziej, to jedyne w czym się mogą odnaleźć. Wreszcie jest wróg i można kosy na sztorc stawiać, kamienie rzucać na szaniec i krwią narodu szermować a najlepiej przelewać, im więcej tym lepiej. A czego można było oczekiwać po potomku tego, który rzucił na stos ponad dwieście tysięcy warszawiaków, zniszczył kwiat młodzieży i inteligencji a także całe miasto. Teraz jego potomek wywija szabelką z Pałacu Prezydenckiego i tylko czekać jak pośle nasze zbrojne hufce (wszystkie trzy, bo tyle mamy dywizji) śladem przodków, na wschód. Bo tęsknota za polskim carem na Kremlu nie minęła i wierzcie mi, są tacy, którym się to nadal marzy. I druga sprawa, nie mogło być lepszego prezentu od losu dla tej ekipy kompletnych nieudaczników, teraz jest czym „przykryć” własną indolencję i rozpadające się struktury państwa. Tu nic tak naprawdę nie działa, ale w obliczu „wojny” nie ma to już znaczenia. Więc niech „Grają nam surmy bojowe …”.

A Orban ?

„Nie zamierzamy być inicjatorem eskalacji jakichkolwiek procesów w związku z ukraińskimi wydarzeniami i konfrontacją USA i Zachodu z jednej, a Rosji z drugiej strony. Będziemy uważnie pilnować interesów naszego państwa i interesów naszych przyjaciół, sąsiadów i sojuszników. Dlatego straszyć nas w związku z tym nie warto” – podsumował Orban.

I tego samego bym oczekiwał od władz Polski, ale daremne to oczekiwanie, próżny trud aby ich z wojennego zapału obudzić. Właśnie w ten sposób upadały Rzeczpospolite, upadnie i ta.

Powrót cenzury

Konflikt ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego z "Gazetą Polską" Tomasza Sakiewicza. Tygodnik nie wydrukował jego felietonu o związkach ukraińskiego rządu z banderowcami. Duchowny zaapelował więc o wyjaśnieniu powodu takiej decyzji. Sakiewicz odpowiedział księdzu, że jest on "jednym z niewielu Polaków, którzy (…) stanęli po stronie Moskwy". - To już ciosy poniżej pasa - ocenia duchowny w rozmowie z Onetem i konsultuje się z prawnikami.

Mamy jedną siłę przewodnią narodu, no może dwie. Reszta nie ma ani racji ani znaczenia. Możemy wybierać między dżumą i cholerą, między Tuskiem i Kaczyńskim. W sferze poglądów społecznych i ekonomicznych poza liberalizmem nie ma żadnej innej alternatywy. W polityce zagranicznej wszystko co dotyczy USA jest dobre a wszystko co dotyczy Rosji jest złe. Osiągnęliśmy pełną jedność moralno polityczną o jakiej się komuchom nie śniło. Oni doskonale wiedzieli, że ludzie w swojej masie wcale nie wierzą w to co gada propaganda ale gadali bo tak wypadało. Teraz media gadają bo albo wierzą, że ten porządek świata jest idealny (zdecydowana mniejszość), bo im za to płaca (zdecydowana większość) albo wolą na wszelki wypadek się nie narażać (reszta). Efekt, taki sam jak za czasów cenzury a powyższy przykład tylko to potwierdza. Każdy głos niezgodny z głównym nurtem ocen będzie odrzucony i nikt go nie usłyszy. Lub ma nie mieć wątpliwości, takim ludem łatwiej sterować i wykorzystywać. Tyle się zmieniło, aż żal dupę ściska. Dumni z siebie jesteście działacze Solidarności, o to walczyliście, za to siedzieliście w więzieniach ?

 
Polska Cyfrowa ale była

IBM ma nie lada problem - prawdopodobnie koncern będzie musiał oddać 70 mln zł, które otrzymał w ramach umowy na wykonanie prac informatycznych przy projekcie PESEL2, którego częścią było stworzenie nowych dowodów biometrycznych. Wszystko przez tzw. "infoaferę" - korupcję na wysokich szczeblach kilku resortów, która Polskę może kosztować w sumie nawet 4 mld zł. Dodatkowo, IBM musi liczyć się z problemami w Stanach Zjednoczonych. Wniosek do sądu o unieważnienie umów na wykonanie systemu PESEL2 złożył prezes Urzędu Zamówień Publicznych.


Gdyby tak naprawdę się stało to byłby wreszcie jakiś sygnał do firm informatycznych, że nawet w tym bantustanie trzeba choć przy dawaniu łapówek uważać. Gdyby naprawdę IBM został z Polski wygnany i ukarany w USA to może pozostałe koncerny zza oceanu też się nieco powstrzymały przed kultywowaniem swoich „zwyczajów”. Ale ja w to nie wierzę, wszystko rozejdzie się po kościach i zostanie po staremu. Pieniędzy nie będzie i systemów informatycznych też, Polska Cyfrowa to polski Yeti, wielu wydaje się że coś widziało ale tak naprawdę to tylko legenda.
 

Cezary Kaźmierczak „wieszczy”

Rząd zapowiada ofensywę przeciwko tzw. umowom śmieciowym. Chodzi o milion osób, które pracują wyłącznie na podstawie umowy o dzieło lub umowy-zlecenia. Remedium na to zjawisko ma być nałożenie na takie osoby obowiązku opłacania składek do ZUS.
W miniony wtorek gabinet przyjął już projekt ustawy ozusowujący zlecenia, teraz zamierza objąć obowiązkowymi składkami umowy o dzieło. Co na to przedsiębiorcy? - Tylko co siódmy właściciel małej lub średniej firmy podporządkuje się rządowym planom i będzie opłacać składki. Co zrobi reszta? - Co trzeci deklaruje, że skorzysta z innej formy zatrudnienia, 14 proc. mówi, że zwolni pracowników, niemal tyle samo, że zapłaci w gotówce. Co czwarty przedsiębiorca jeszcze nie wie, co zrobi. - Jak grzyby po deszczu będą powstawać firmy osób fizycznych. Ludzie spod gilotyny ZUS będą uciekać w samozatrudnienie, wieszczy Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP.

Panu Kaźmierczakowi i jego koleżankom i kolegom, którzy nie mają zamiaru się prawu „podporządkować” dedukuję historię magnaterii francuskiej, którą „podporządkowano”  państwu i prawu poprzez masowe dekapitacje. Pan Kaźmierczak, jak zawsze zresztą, zapomina kto jest ostatecznie suwerenem. Na dziś wydaje mu się, że władzę absolutną, ponad prawem i społeczeństwem sprawują tzw. „pracodawcy”, wąska grupa beneficjentów systemu, której się w głowach bardziej już poprzewracało niż arystokracji przed Rewolucją Francuską. Otóż Panie Kaźmierczak, wszystko ma swój koniec. Koniec francuskiej arystokracji miał formę bardzo dramatyczną i sprowadzał się w zasadzie do jej fizycznej ( z pomocą gilotyny) eliminacji. Tak rozwiązano narastające problemy nierówności społecznych. I jeśli myśli Pan, że to się nie może powtórzyć to zapewniam Pana, że się powtórzy choćby Pan i Pana koleżanki i koledzy z siebie wychodzili, jak powieje wiatr historii, łby będą leciały do koszyków jak kiedyś a może i szybciej i więcej. A co do Pana osobiście to myślę, że chętnych do pociągnięcia za sznurek przybywa po każdym takim artykule. 

A OECD to też komuniści

OECD zwraca też uwagę na podziały na polskim rynku pracy i funkcjonowanie na nim wielu typów umów dotyczących świadczenia pracy, np. cywilno-prawnych. Organizacja rekomenduje, by wszystkie typy umów dawały identyczną ochronę socjalną i były identycznie obciążone składkami. OECD zarekomendowała też ograniczanie czasu obowiązywania umów na czas określony tak, by w Polsce funkcjonowało więcej umów bezterminowych.

OECD Panie Kaźmierczak też jak widać nie podziela Pana poglądów, więc „tym gorzej dla nich” prawda ? Bo to Pan ma zawsze rację, to Pan się nigdy nie myli. Tak przynajmniej się Panu Kaźmierczakowi wydaje. Tym niemniej jak widać nawet OECD, którą o lewicowe zachcianki podejrzewać trudno, uważa, że obowiązujący w Polsce model zatrudnienia to jedna wielka patologia. I to właśnie ten model jest jedną z barier rozwojowych. Jest więc dokładnie odwrotnie niż ciągle słyszymy od tzw. „pracodawców” i przekupionych przez nich dziennikarzy.

Za to FOR ,jak uparty muł, zawsze to samo

Oskładkowanie umów cywilnoprawnych zuboży społeczeństwo. Przyjęcie przez rząd we wtorek 4 marca projektu objęcia części umów cywilnoprawnych rygorami charakterystycznymi dla umów o pracę jest populistycznym chwytem i świadczy o niezrozumieniu przyczyn wzrostu liczby umów cywilnoprawnych na polskim rynku pracy.

Dalej to co zawsze, za wysokie koszty pracy, biedni pracodawcy i takie tam „bla bla bla”. Całość sygnowana przez dziecko sporo przed trzydziestką choć być może po dwudziestce. Szanowna Pani, w tym wieku to można robić karierę w mediach ale nie w ekonomii, pani Annie Patrycji Czepiel pod uwagę polecam żeby z formułowaniem drastycznych poglądów ekonomicznych poczekała aż jednak trochę dorośnie. Młodość ma swoje przywileje ale nie w określaniu stosunków społecznych, to w normalnych społeczeństwa zadanie dla starców a nie dla dzieci. Pokory trochę by się przydało, ale na to w całej menażerii zwanej FOR liczyć na pewno nie można. Jedyne na co liczyć można to bezwzględne uwielbienie dla ich guru Balcerowicza, nic innego się nie liczy. Ale czego innego oczekiwać od religijnej sekty jak nie miłości do ich guru.

Dogoniliśmy, przegoniliśmy

Elektronika, ubrania i kosmetyki są w polskich sklepach nawet o połowę droższe niż na Zachodzie – wynika z raportu obsługującej transakcje firmy PayPal, który przytacza "Rzeczpospolita".

Dogonimy, przegonimy, obiecywali wszyscy politycy. I ich słowo stało się ciałem. Tylko, że jak w kawale z radia Erewań to nie płace tylko ceny są już wyższe niż w rozwiniętych krajach zachodu. A płace jak dreptały tak drepczą. Dlatego tak prorocze były pierwsze słowa Lecha Wałęsy po wyborze na prezydenta, „zdrowie wasze w gardła nasze”, tak się zaczęło i tak się skończyło.

Idioci

Można powiedzieć z całą pewnością, że [na Majdanie - red.] przegrała - i to z kretesem - Polska - uważa dr Jerzy Kozakiewicz, były ambasador RP w Kijowie. W rozmowie z portalem kresy.pl, historyk zauważa, że polityka władz RP opiera się na "polskiej rusofobii" i błędnym przekonaniu, że Ukraina jest naturalnym sojusznikiem przeciwko Moskwie. - Niestety, jest to koncepcja politycznych idiotów i takie też skutki zazwyczaj przynosi - czytamy.

Niestety w polskiej polityce oprócz idiotów nie ma nikogo innego, taki kraj.

Ale kontent

Podobno (nie dam głowy, że nie jest to jeszcze jednak legenda internetu) ludzkość od początku istnienia do 2003 roku wyprodukowała tyle tak zwanego kontentu - danych, informacji, komentarzy, opinii - ile produkuje dziś w 48 godzin.

Ja nie dam nawet palca, ale coś w tym na pewno jest. Ilość „informacji” produkowanych w dobie globalnej sieci i powszechnego do niej dostępu jest absurdalna. Już dawno widać było, że nie jest sztuką wyszukać w sieci informację, sztuką jest sprawdzić która jest prawdziwa i wartościowa. Od tego czasu jest tylko gorzej, wiarygodność informacji dramatycznie spada, już widać dzień, gdy nikt nie będzie w stanie odróżnić tego co prawdziwe od tego co zmyślone. To jest ten drugi koniec kija zwanego globalnym rynkiem informacji, i to jest ten koniec kija wbity w dupę, a to bardzo boli. 

Co myśli Putin ?

"Nikt nie wie, co myśli Putin, bo nie ma go na Twitterze" - podobno dokładnie takie zdanie padło podczas jednej z dyskusji w Brukseli. Podobno, bo nie udało mi się znaleźć autora tego oświadczenia. Bardzo ważnego, ponieważ pokazującego nie tyle siłę internetu (zwłaszcza w obecnej sytuacji), ile jego wszelkie możliwe słabości, ale przede wszystkim wpływ na zachowanie tak zwanego prostego człowieka.

Za to są wszyscy inni, w tym CAŁA nasza „klasa polityczna”. Międlą jęzorami z zapałem gimbusów, strzelają sobie „sweet focie” jak Jajcuś Kurski na tle Majdanu i komentują wszystko bez żadnego opamiętania. To mamy ZAMIAST polityki. Moim skromnym zdaniem wszyscy „korzystający” w ten sposób z sieci zrobią z siebie idiotów a ich działania będą przeciw skuteczne. Rozum jak widać nie opuścił tylko Putina bo nie ma go na Twitterze.

Kroniki Wielkiego Kryzysu

Od miesięcy w Stanach Zjednoczonych spada bezrobocie. Ale nie zmniejsza to obciążeń amerykańskiego systemu opieki społecznej. Według portalu Statistic Brain z pomocy społecznej korzysta niewiele ponad 4 proc. Amerykanów. W zależności od optyki, to dużo lub nie, ale na pewno ich odsetek jest niższy niż stopa bezrobocia. Gorzej wyglądają natomiast pozostałe statystyki. I tu dochodzimy do sedna, bo do klasycznej pomocy społecznej (welfare) nie są wliczani beneficjenci tzw. food stamps, a więc najbiedniejsi Amerykanie, którzy otrzymują bony żywnościowe. Tych jest już znacznie więcej - Statistic Brain mówi o 14 proc. Czy te 14 proc. w skali kraju to dużo czy mało? Raczej dużo, biorąc pod uwagę, że według oficjalnych danych dożywianych przez państwo jest ponad 47 mln Amerykanów, a w październiku 2010 r. było ich "tylko" ponad 43 mln. Ważne, by uświadomić sobie, że Amerykanie, którzy korzystają z pomocy publicznej to - wbrew retoryce niedawnego kandydata na prezydenta Mitta Romneya – wcale nie lenie żerujące na ciężko pracujących pracodawcach. Z zestawionych danych na temat pracujących i korzystających z pomocy społecznej wynika, że dożywiać trzeba także tych, którzy pracują. I to nie zawsze w tylko jednej pracy. Wbrew opiniom głoszonym w prawicowych mediach w USA, pomoc państwa nie jest skierowana do tych, którym nie chce się ruszyć do pracy, ale do tych, którzy za własny wysiłek nie dostają nawet tyle, by zjeść.

Opisane wyżej zjawisko wynika z prostego powodu. Od prawie czterdziestu lat, a dokładnie od roku 1978 zarobki w USA stanęły, wliczając inflację średnia płaca nawet nie drgnęła w górę. A płace najniższe zmalały i maleją nadal. W związku z tym już prawie 10% PRACUJĄCEJ populacji USA nie jest w stanie przeżyć za otrzymywane zarobki. A co do ostatniego pytania, 14% autentycznych biedaków, których nie stać na jedzenie to dla największej gospodarki świata i „oazy” dobrobytu oraz demokracji kompletna kompromitacja.  Jak to się stało ? Otóż w latach osiemdziesiątych na fali emancypacji kapitaliści zagonili do pracy kobiety. I tak rodzina utrzymywała się z pracy dwóch osób zamiast jednej, ale jej poziom dochodów nie wzrósł. Więc płace spadły o połowę. Teraz w ramach tzw. „kryzysu” wmówiono ludziom, że muszą pracować na co najmniej dwóch etatach. Klasyczna amerykańska rodzina pracuje więc na co najmniej czterech etatach aby zarobić na życie. Wynika z tego, że w porównaniu sytuacji z przed czterdziestu lat zarobki spadły o trzy czwarte, realne oczywiście. Jedna praca nie daje szans na przeżycie, dwie starczają na zero. Tak teraz wygląda „amerykański sen”. Co będzie dalej ? Do wyboru, albo społeczeństwo amerykańskie się obudzi i cofnie narastające rozwarstwienie, przywróci klasę średnią i prosperity nie tylko gospodarcze ale i społeczne, albo USA będzie dalej gospodarczym mocarstwem ale ludność USA zamieszkująca będzie staczać się w kierunku nędzy, której jak widać w USA jest już około pięćdziesięciu milionów. Co oczywiście nie przeszkadza amerykańskim politykom pouczać wszystkich i wszędzie. 

Od czasu pierwszych oznak kryzysu finansowego, globalne zadłużenie wzrosło o ponad 40 procent do 100 bilionów dolarów, ponieważ rządy zaciągały kredyty, żeby wydobyć swoje kraje z recesji, a firmy korzystały na rekordowo niskich stopach procentowych. W ciągu sześciu lat do połowy 2007 roku globalne niespłacone zadłużenie wzrosło dwukrotnie z kwoty 35 bilionów dolarów.

I dalej w głównym nurcie ekonomii, polityki i dziennikarstwa wszystko jest w porządku, kapitalizm jest jedynym rozwiązaniem a liberalizm i dalsze deregulacje „rynku” jedyną metodą. Zobaczymy jak długo jeszcze.
Na Wall Street wypłacono najwyższe premie od 2008 roku. Ich wysokość przekroczyła 26 miliardów dolarów.
W onkologii nazywa się to nawrotem choroby i tu jest tak samo. Rak wraca i znów opanowuje cały organizm, i tak będzie aż do śmierci, naturalnej śmierci tego chorego systemu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz