czwartek, 10 listopada 2016

Krąży widmo po świecie ...



Motto: 10lat po wejściu sowietów do Polski ,z fabryki wyjechał pierwszy polski samochód osobowy, dziesięć lat po wyjściu ruskich, wyjechał ostatni samochód osobowy, sprzedano fabryki, zlikwidowano produkcję

Co tam Panie w Ameryce?

To były wybory gniewu i strachu. Fala frustracji wyborców, która przetacza się przez Europę, dotarła za ocean. Był Brexit, było zwycięstwo PiS w Polsce, teraz przyszła kolej na Amerykanów.
Jesteśmy świadkami prawdziwej rewolucji ludzi, którzy czują się odrzuceni przez elitę. Nieprzypadkowo to słowo stało się w ostatnich latach po obu stronach oceanu tak negatywnie zabarwione. W Polsce były to elity III RP, w USA są to elity Waszyngtonu i klasy uprzywilejowanej, która skorzystała na globalizacji kosztem klas niższych.

A co, może tak nie jest? Od 30 lat cały wzrost w USA konsumowany jest wyłącznie przez 1% najbogatszych. Reszcie pozostała wegetacja. Pamiętamy ruch „Occupy Wall Street” i ich hasło „To my jesteśmy 99%”. I owe 99% zostało brutalnie spacyfikowane przez policję i służby. Po 2008 roku sektor finansowy tylko spuchł a nierówności się pogłębiły. To samo mamy w całym „świecie zachodnim” i wszędzie słyszę jęki establishmentu, który kompletnie nie rozumie, co się dzieje. A ja Wam odpowiem. Czy naprawdę nie rozumiecie, co się stało? Naprawdę myślicie, że można nas okradać z wyników naszej pracy a my będziemy dalej na Was głosować. Już słyszę, że jakoś się stary porządek utrzyma, że Trump nic nie zrobi, że rynki są nie do ruszenia. Może na razie tak jest, ale wściekłość ludzi narasta. Im dłużej, im większe ciśnienie tym wybuch będzie większy. Na razie komentatorzy leją oliwę na wzburzone morze, ale pamiętamy jak to się skończyło, cała flota zatonęła.

Tuż przed wyborczym w wtorkiem w USA Hillary Clinton według uśrednionych sondaży miała ponad 3-procentowe prowadzenie nad Donaldem Trumpem. Mało tego, kandydatka demokratów posiadała niewielką przewagę w wielu kluczowych stanach wahadłowych, które decydują o rezultacie wyścigu do Białego Domu. Tymczasem Trump odniósł triumf nie tylko w głosach elektorskich, ale najprawdopodobniej zdobył wyższe poparcie wyborców w skali całego kraju, co w amerykańskim systemie nie zawsze jest równoznaczne.

Widocznie Hilaria przejechała wczoraj ciężarną na pasach. A poważnie, to żadnych wyników sondaży nie należy brać na poważnie. To jak reklamy, wcale nie działa, ale mimo to wszyscy to dalej robią. A jak nie działa to robią więcej i więcej. To się nazywa zaklinanie rzeczywistości. I znów wrócę do sedna, establishment nie może zrozumieć, co sam narobił i co już dawno zrozumieli ci „mniej wykształceni”. Nie trzeba było być Pytią żeby to, co się stało przewidzieć, ale jak w Polsce i wielu innych krajach establishment wypiera rzeczywistość. A wyniki sondaży są tego wynikiem, wynikiem wypierania rzeczywistości. 

"Ten 9 listopada 2016 roku jest po katastrofie 9/11 dla amerykańskich intelektualistów politycznym 9/11. (...) Ludzie apolityczni, odstawieni pod względem ekonomicznym na boczny tor, wkurzeni obywatele po ośmiu rozczarowujących latach Obamy odreagowali swoją frustrację na automatach do głosowania" - pisze komentator wydawanej w Berlinie gazety.

Ostatnie trzydzieści lat to nieustanny pochód chciwości i wyzysku wokół całego świata. Chora neoliberalna doktryna z Chicago zdemolowała cały świat, nie tylko USA. Dziś widzimy jak elity po ciosie obuchem w twarz słaniają się na nogach myśląc tylko jak przetrwać jeszcze jedną rundę. Jeszcze się nachapać, za wszelką cenę utrzymać status quo. A to larum grają na śmierć kapitalizmu. I nikt się do tego nie chce przyznać. A wystarczyło wystawić Sandersa zamiast Clinton, on by z Trumpem wygrał w cuglach. Ale chciało się zjeść ciastko i dalej go mieć. No to ciastka nie ma. 

Wybory w USA. Cher płacze i obraża, Lady Gaga protestuje, a Kanye West nie chce w to uwierzyć. Kanye West ewidentnie jest wciąż na etapie zaprzeczenia: " Czekam na to, że Obama wyjdzie i powie, że to wszystko żart. Że zostanie na trzecią kadencję" - zatwittował raper. Jeden z amerykańskich portali napisał, że Gaga i Cher rozpłakały się, gdy usłyszały o wyniku wyborów. 

I znów to samo. Multimilionerzy o dość wątpliwym dorobku „artystycznym” są zdziwieni. Niech kurwa zapytają swoich służących dlaczego głosowali na Trumpa to się dowiedzą. A kim do diabła jest Kanye West, jeśli nie brać pod uwagę faktu, że jest mężem Kim Kardashian. Ostatnio komentowałem jego "pokaz mody". A „artystyczne” dokonania Lady Gagi? Panie i Panowie celebryci, nie jesteście warci nawet 1% tego ile wam płacą a ciężko pracujący ludzie nie zarabiają w rok tego, co wy w jedną godzinę i dalej nic nie rozumiecie?

Dla Hillary Clinton najwyraźniej było tego wszystkiego zbyt wiele, bo – wbrew amerykańskiej tradycji – nie pogratulowała publicznie zwycięzcy. To był kolejny szok, gdyż to właśnie Trumpa podejrzewano, że nie będzie umiał pogodzić się z porażką.

Ta chora na władzę wariatka ma pewnie atak nerwowy i nie nadaje się do pokazania. Koniec dynastii Clintonów, ta kampania ostatecznie pogrzebała ją razem z dynastią Bushów. Ameryka ma dość tego serialu nigdy nie wymienialnych elit. 

Za szokujący wynik wyborów odpowiadają w dużym stopniu elity Partii Demokratycznej, które poparły i forsowały Hillary, choć było wiadomo, że ma ona ciężki bagaż z przeszłości. Liberałowie zignorowali ewidentne, napływające co najmniej od jesieni sygnały, że w tym roku wielu wyborców domaga się zmiany. Uparcie próbowali wcisnąć Amerykanom kandydatkę, która wiarygodnie może im obiecać tylko kontynuację.

Mieli szansę podłączyć się do „rewolucji przeciwko elitom", gdyby nominowali na swojego kandydata senatora Berniego Sandersa. Ale w Partii Demokratycznej zrobiono wszystko, by powstrzymać jego „rewolucję". I to się udało. Niestety, w efekcie mamy „rewolucję” Trumpa.

Wall Street zdecydowało, ale naród pokazał im środkowy palec. Niech demokraci teraz w totalnej opozycji, bo przegrali wszystko, zastanowią się czy warto zawsze robić tak jak im prezes Goldman Sachs kazał? Tak samo było w Polsce, na Węgrzech, w Austrii, w Turcji, Filipinach i będzie dalej, dookoła całego świata. A „demokraci” dalej nie będą rozumieć. Cóż byt określa świadomość. 

Słyszałem już to niedowierzanie, gdy w lipcu mówiłem publicznie, że byłem pewien Brexitu, tak jak jestem pewien, że w USA wygra Donald Trump. Od przynajmniej 20 lat wychodzą książki o tym, że neoliberalizm doprowadzi do populistycznej reakcji, która podważy systemy demokratyczne na świecie. Od dekady ekonomiści z nagrodami Nobla alarmują o rosnących nierównościach. Nie brakuje ani informacji, ani danych, ani propozycji rozwiązań. Politycy doskonale wiedzą, że między 1999 a 2014 r. w USA średnie dochody amerykańskich rodzin spadły o 5 tys. dolarów. I czy na to jakoś reagowali? Nie zrobili dosłownie NIC. I podobnie postępowali politycy głównego nurtu w niemal każdym kraju Zachodu. Wszędzie tam rosną w siłę lub zwyciężają dziś populiści. Clinton nie miała prawa wygrać tych wyborów.

Post Scriptum

Na Twitterze wygrała Clinton.

Chińczycy trzymają się mocno

Państwowa agencja prasowa Xinhua podaje, że "kampania wyborcza pokazała, że większość Amerykanów sprzeciwia się amerykańskim elitom finansowym i politycznym". Oficjalny dziennik Komunistycznej Partii Chin podkreśla w redakcyjnym komentarzu, że wybory prezydenckie są odzwierciedleniem "chorej amerykańskiej demokracji". 

Xinhua znana jest z bardzo wyważonych komunikatów, tak bardzo charakterystycznych dla chińskiej polityki, gdzie rzadko mówi się o czymś wprost. A ten komunikat jest ostry jak brzytwa, to świadczy o poziomie wkurzenia Chin na Amerykę. Lata temu Chiny zaproponowały budowę zrównoważonego świata. Ale amerykańskie elity nie mają zrezygnować z dominacji nad światem, z utrzymywania swoich fortun kosztem wszystkich innych. A to już wkurza nie tylko wyborców w USA, wkurzyło także chińskie władze. Komunikat oznacza też, że Chiny już się z USA przestają liczyć, wkrótce następny krok. Chińska zemsta jest długa i powolna, i będzie bolało też długo i bardzo.

American Dream już nie

Tak radykalny wybór można tłumaczyć tylko dojściem Stanów Zjednoczonych do ściany. Mówimy o społeczeństwie, które od zarania łączyła nie wspólna historia czy pochodzenie, ale „american dream”, przeświadczenie, że każdy może się dorobić, żyć lepiej od rodziców. To „marzenie” już od pewnego czasu przestało być prawdą. Ale do tej pory większość Amerykanów wierzyła, że ich porażka nie jest spowodowana złą organizacją kraju tylko osobistą nieudolnością. – Skoro sukces mógł odnieść w USA Bill Gates, to i ja mogłem – rozumowano za oceanem. I nagle ten mit się rozwiał. Król stał się nagi. Amerykanie odkryli, że ich kraj jednak nie daje wszystkim równych szans, że polaryzacja dochodów osiąga skandaliczne rozmiary, że życie przeciętnego Amerykanina nie tylko jest marne, ale nie ma perspektyw, aby się poprawiło.

I to właśnie wyniosło Trumpa do władzy, oczywiście on nic nie zmieni, ale konflikt sytego, oszalałego z chciwości 1% bogaczy z resztą będzie narastał. Myślałem, że amerykanie są tak durni, że nigdy nie zrozumieją, że amerykański sen to tylko bajka a nie rzeczywistość. Późno bo późno ale jednak zrozumieli, jeśli to dobrze przetrawią to konsekwencje mogą być duże. Gniew ludu rodzi wiatr historii a jak ten zacznie wiać to szklane domy Goldman Sachs obrócą się w perzynę.

Buntownicy ery Facebooka

Można więc odnieść wrażenie, że III RP dokonała na młodych Polakach jakiejś gigantycznej kastracji, pozbawiając ich może nie ambicji, ale już na pewno mocy twórczych, nonkonformizmu. Owszem, wepchnąć się na jakieś państwowe, dobrze płatne stanowisko - to chętnie. Ale co dalej?
Oni cieszą się resztkami z pańskiego stołu, choć ich poprzednicy brali cały stół...

Ha! Nie zauważam w młodym, tym potencjalnie buntowniczym pokoleniu większego fermentu. Zanim "Solidarność" eksplodowała, mieliśmy czas podmywania ustroju poprzez podziemne wydawnictwa i Wolną Europę. Studencki protest 1968 roku poprzedził czas ruchów samokształceniowych. Pokolenie Powstania Warszawskiego było rozczytane w literaturze romantycznej, pokolenie ZMP - w  najprostszych interpretacjach marksizmu.

A jakiż dziś mamy ferment? Że Facebook zamknął strony Marszu Niepodległości? A cóż to były za strony? 

Powiem więcej, to nie tylko III RP, ale w całym zachodnim świecie nie ma, po spacyfikowaniu buntu Occupy Wall Street w USA, żadnego młodzieżowego ruchu, dosłownie żadnego. Ani w sferze politycznej ani kulturze ani obyczajowości czy nawet religii. Oni się po prostu nie buntują i nie będą buntować. Dali się zatomizować, dali się ogłupić, dali się zastraszyć. Nie ma już żadnej kontrkultury, są drobne, rozproszone grupki, kompletnie bez znaczenia. Nie mają żadnej świadomości społecznej, dają się dymać wielkiemu kapitałowi, koncernom i politykom, przyjmując wszystko ze zwieszoną głową. A już tak dostali po czterech literach, że gdyby tak potraktowano moje pokolenie to kamień na kamieniu by nie został. Kiedyś ludzie życie dla idei poświęcali, dziś nikt nie zaryzykuje bana na Facebooku. Są jak niewolnicy w starożytnym Rzymie, kompletnie bezwolni, samotni i wiecznie przegrani, bez żadnej nadziei. Sami sobie zgotowali ten los. Czy ja mam za nich „ruszyć z posad bryłę świata”. W USA „ostatnią nadzieją” był Berni Sanders, też staruszek i też już był. Zamiast niego będziecie mieli Hilary Clinton.

Ostatecznie stracą wszyscy

Wbrew temu, co się mówi, Polska jest jedna. Nasza wspólna. Dzielą ją politycy, a jeszcze bardziej dziennikarze. My temu ulegamy i żyjemy pod presją opowiedzenia się po którejś ze stron. Jestem za aborcją, nie jestem za aborcją, jestem za gender, nie jestem za gender.

Problem polega na tym, że my się wzajemnie nie słuchamy, nie słyszymy zawzięcie w swoim krzyku, oburzeniu czy drwinie. To jest emocjonalna wojna domowa. Nie ma rady, żeby to dzisiaj zatrzymać. Masa krytyczna musi się przetoczyć. Za dużo już „rachunków krzywd”, problemów, których nie dostrzegaliśmy przez lata. Budowaliśmy autostrady, estakady, ale nie stworzyliśmy ścieżek wzajemnego porozumiewania się. Elity zapomniały o tym, że ich obowiązkiem jest zadbać o tych, którzy najbardziej tego potrzebują. Mam świadomość, że mówiąc to, narażam się każdej ze stron, tylko że dla mnie nie ma „My i Oni”. Szkody, które są wyrządzane teraz, są konsekwencją szkód wyrządzanych kiedyś. Tylko kto inny jest teraz ofiarą. Na tym polega zawsze każda dobra zmiana. Ostatecznie tracą wszyscy.

Dzięki dla Pani Moniki Jaruzelskiej za te szalenie mądre i potrzebne słowa. Takich dożyliśmy czasów, tak się porobiło, że to córka Generała jest jednym z ostatnich głosów rozsądku w tym szaleństwie, w jakie nas wepchnęły „elity” Solidarności. I na tym właśnie polega chichot historii.

Koniec pewnej epoki

I oto ktoś w tym obozie odkrył, że Polacy zagłosowali tak, jak zagłosowali, bo właśnie mają już dość bredzenia Wałęsów i Frasyniuków, dość pouczania przez telewizyjne autorytety, korupcji, nepotyzmu, bezkarnego łupienia kraju w majestacie prawa, którego przejmowanie nieruchomości było tylko jednym z wielu przejawów - można to ująć w jednym zgrubnym: dość pogardy ze strony cwanych i spokrewnionych sitw, które się ustawiły, nachapały i uważają za coś nieskończenie lepszego od reszty. Logicznie prowadzi to do wniosku, że nawet jeśli PiS Polakom zbrzydnie (nad czym, przyznajmy, wciąż pracuje, i tylko oczywiste skretynienie opozycji mu w tym przeszkadza) to wcale nie rzucą się oni z płaczem prosić odsuniętych od władzy o ponowne objęcie rządów.

Epoka post Solidarności dobiega końca. Wymiera pokolenie rewolucjonistów i tylko szkoda, że tak późno. Bo prawdziwa jest teza, że nigdy, przenigdy nie warto owym rewolucjonistom powierzać rządów po udanej rewolucji. To nigdy i nigdzie się nie sprawdziło. Dziś już nie wystarczy epatowanie niegdysiejszym kombatanctwem, Panie Frasyniuk. Dziś trzeba zaproponować ludziom konkrety a nie liberalne banały, kopiowane z Sachsa lat osiemdziesiątych. Dziś nawet Sachs za te banały wszystkich przeprosił, bo skutki są przerażające. A Wy dalej swoje, There is no alternative? A właśnie, że jest a Wy jesteście w opozycji, mam nadzieję że na zawsze.

Pecunia non olet

Holding rosyjskich oligarchów przejął od UniCredit 99,9 proc. akcji Ukrsocbanku. To szósty co do wielkości bank na Ukrainie, do którego potęgi przyczynił się także polski Bank Pekao SA.

I jak tu się nie tarzać po podłodze ze śmiechu. Ludzie giną „za ojczyznę” a interes to interes, prawda Winnetou?

Bye, bye American Pie

Najpierw były Filipiny, najstarszy wojskowy sojusznik USA w Azji. 20 października prezydent Rodrigo Duterte ogłosił "separację od Stanów Zjednoczonych", a tercet Filipiny-Chiny-Rosja nazwał "trójką przeciwko reszcie świata".

W ślad za Filipinami wkrótce może pójść Malezja, która choć dotychczas trzyma się raczej z boku sporów terytorialnych na Morzu Południowochińskim, cały czas ma na nim otwarte roszczenia.

No bo kto jeszcze będzie inwestował w upadającego kolosa na glinianych nogach. Jest tak, że jedyne, czego świat się boi, to że upadający kolos ma wielką armie i jeszcze padając szkody może narobić. Poza tym USA nie mają już nic rozsądnego do zaproponowania. Po co komu taka „przyjaźń” jak dawniej z ZSRR? No po co?

Kontrowersyjny pogląd

Wybrany właśnie na prezydenta USA Donald Trump w przeszłości wyrażał się jasno w kwestii marihuany. Popiera jej medyczne zastosowanie, uważa, że każdy stan powinien samodzielnie uregulować tę kwestię. Wcześniej jego stanowisko było znacznie bardziej kontrowersyjne.

W 1990 roku Donald Trump powiedział, że panujący wtedy system zakazów związany z narkotykami to "żart”, i że Stany Zjednoczone powinny zalegalizować wszystkie narkotyki, aby odebrać zyski kartelom narkotykowym. Twierdził on, że zysk z podatków od sprzedaży może zostać przekazany na edukację społeczeństwa w zakresie narkotyków.

Żyjemy w tak zwariowanych czasach, że najbardziej racjonalny pogląd na dystrybucję i spożywanie narkotyków jest nazywany kontrowersyjnym. A jakie „sukcesy” przyniosła „war on drugs” poza tysiącami ofiar, kompletnym rozwaleniem kilku krajów na południe od USA i zerową skutecznością całej tej „wojny”? Jak w przypadku prohibicji wszystko dzieje się tak samo, a jednak politycy się upierają, że ich podejście jest jedyne i słuszne. A pod stolikiem trzymają skręta lub torebkę z kokainą. Zakłamanie to najważniejsza dziś cecha polityki, w tej sprawie też.

Brexit odcinek 337

"Data referendum została wyznaczona w lutym przez (ówczesnego) premiera Davida Camerona, który liczył, że uciszy to zwolenników Brexitu w jego Partii Konserwatywnej. Ale głosowanie przekształciło się w żarliwy plebiscyt na temat globalizacji, trudności gospodarczych, migracji, tożsamości i innych problemów, które podburzyły obywateli nie tylko w Wielkiej Brytanii, lecz także w całej Europie i Stanach Zjednoczonych. Cameron przegrał głosowanie i stracił pracę" - komentuje "NYT".

A w co zdaniem NYT przerodziły się wybory prezydenckie w USA? Mógłbym powiedzieć, że w to samo i zapewne miałbym rację. I dalej szanowne „elity” uważacie, że nic się nie stało i że najważniejsze jest utrzymanie status quo? Im większe ciśnienie w garnku tym bardziej wykipi i wtedy nie będzie co zbierać z podłogi.

Brexit odcinek 338

Stany Zjednoczone wzywają Unię Europejską i Wielką Brytanię, by sprawiły, że Brexit będzie "elastyczny i płynny" - powiedział w czwartek rzecznik Białego Domu Eric Schultz, komentując decyzję brytyjskiego Wysokiego Trybunału ws. koniecznej zgody parlamentu na zainicjowanie Brexitu.

Powiedział co wiedział, bardziej elastyczny i płynny to mi się Panie rzecznik z seksem kojarzy a nie Brexitem. Ale słowa, słowa, słowa. Bla, bla, bla.

Brexit odcinek 339


Brytyjski minister ds. wyjścia z UE David Davis oświadczył w poniedziałek, że rząd nie dopuści do sytuacji, w której parlament będzie "mówił premier, jak ma rozgrywać swoje karty" podczas negocjacji ws. Brexitu. Dodał, że mogłoby to zaszkodzić wynikowi rozmów.

Panie Ministrze, rozwiązać parlament, skończyć z wyborami, niech nikt Pani Premier rąk nie wiąże. Ale w takim przypadku to prędzej władza wróciłaby do monarchii a nie Pani May.


Wybory w ojczyźnie demokracji

Fundusz charytatywny Hillary i Billa Clintonów potwierdził, że w 2011 roku z pominięciem prawa przyjął milion dolarów. Donatorami byli wysoko postawieni urzędnicy z Kataru. W niedawno ujawnionym przez portal WikiLeaks mailu z 2014 roku Hillary Clinton przyznała, że uważa zarówno Katar, jak i Arabię Saudyjską za największych sponsorów tak zwanego Państwa Islamskiego.

„Demokracja” w USA od zawsze była, jest i będzie „kształtowana” przez takie „dotacje”. Przekupstwo wpisane jest w konstytucję USA więc kompletnie nie rozumiem, dlaczego jeszcze ktokolwiek się na to oburza. W USA za dolary można mieć wszystko, prezydenturę też.

Hillary jest bowiem postrzegana jako kandydatka establishmentu, która może wiele obiecywać, ale i tak będzie prowadziła politykę przychylną dla Wall Street oraz sporej części wielkiego biznesu. Gwarancją tego mają być wielkie sumy, jakie otrzymała przez ostatnie 15 lat od banków, funduszów i korporacji za wygłaszane przez nią prelekcje.

A Putin to despota, który sam się wybrał, w Rosji nie ma demokracji itd. itd. Ale w USA wszystko jest według najwyższych standardów. Jak widać nikt już nawet się nie powstrzymuje, waląc prosto z mostu jak jest. Nie tylko Mariusz Max Kolonko.

Trump: "We don't need Jay Z or Beyonce. We don't need Jon Bon Jovi. We don't need Lady Gaga"

Były premier Marcinkiewicz na to : „Yes, yes, yes”.

Kończąca się właśnie ośmioletnia prezydentura demokraty Baracka Obamy zmęczyła wielu Amerykanów. Z obiecanych reform, które miały poprawić ich życie pozostały w większości puste słowa. Społeczeństwo w USA coraz wyraźniej jest podzielone na dobrze mający się establishment oraz na olbrzymią grupę domagających się zmiany i zemsty na politykach, którzy doprowadzili – w ich mniemaniu - kraj do katastrofy.

Tym różni się „demokracja” w Rosji od USA, że w tym drugim kraju jest nieznacznie więcej pozorów, nic więcej. Establishment pilnuje żeby nikt nie naruszył ich praw do wyzyskiwania ciężko harującej za nędzne grosze większości, ale też dość sprawnie tworzy zasłonę dumną osłaniającą te działania. W Rosji Putin działa bardziej bezczelnie, ale co do poziomu demokracji to ja żadnej różnicy nie widzę. Miała być zmiana, Barack Obama okazał się jednak być stanowczo za cienki na własny zresztą obóz polityczny. W USA wszystkim rządzą pieniądze i na szczęście w dobie powszechnego dostępu do informacji  cały świat widzi jaka to „demokracja”.

Kto wybiera prezydenta USA

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych od ponad 30 lat wygrywa kandydat, któremu uda się przeciągnąć na swoją stronę parę milionów wyborców niezdecydowanych (swing voters) z kilku zaledwie stanów, przede wszystkim Środkowego Zachodu. To o głosy swing voters toczy się walka. Zgodnie z ich oczekiwaniami pretendenci do prezydentury układają programy, z nimi spotykają się po wielokroć, ignorując pozostałe regiony. Redukcja 200-milionowego elektoratu do paromilionowej garstki, w praktyce decydującej o losach kraju, jest efektem archaicznej ordynacji wyborczej odzwierciedlającej realia sprzed ponad 200 lat.

Truizmem jest powiedzieć, że kto się nie idzie do przodu ten się cofa. System wyboru Prezydenta w USA jest we współczesnych czasach chyba w świecie niespotykanym anachronizmem. I pokazuje jak ślepe przywiązanie do tradycji może się okazać strzelaniem sobie we własną stopę. Tylko, że w tym wypadku wcale tak nie jest. To nie przywiązanie do anachronicznej tradycji zakonserwowało tą idiotyczną ordynację wyborczą. To elity USA na tym korzystają, więc ją utrzymują. Gdyby im się nie opłacała to już dawno i szybko by konstytucję zmienili. Ta ordynacja zapewnia bezwzględne zabetonowanie sceny politycznej na dwie partie i tylko o to chodzi. Co z tego, że z demokracją nie ma to już nic wspólnego, ważne że my zawsze wygrywamy.

Według Instytutu Gallupa, za wyborami powszechnymi opowiadało się w roku 1968 – 58 procent Amerykanów, w 1968 – 81 proc., w 1981 – 75 proc., a rok temu – ponad 80 procent.
Politycy pozostają głusi na społeczne postulaty, bo stary system gwarantuje utrzymanie status quo, praktycznie uniemożliwiając zwycięstwo kandydatowi spoza dwóch głównych partii. Ross Perot, który w roku 1992 zdobył 19 procent głosów obywateli, nie uzyskał ani jednego głosu elektorskiego.
I wszystko jasne, USA i demokracja to się w żaden sposób nie łączy.


Za duży żeby nie upaść

Niemiecki sąd wdrożył śledztwo przeciwko kierownictwu Facebooka. Śledztwo wszczęto w zw. z podejrzeniem o podżeganie do nienawiści na tle różnic narodowościowych.
To pierwszy taki przypadek w historii niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Wśród podejrzanych znajdują się szef amerykańskiego koncernu Mark Zuckerberg, dyrektor firmy Sheryl Sandberg oraz czołowy lobbysta Facebooka na Europę Richard Allan i Eva-Maria Kirschsieper. Postępowanie wyjaśniające zostało wdrożone w związku z zawiadomieniem o przestępstwie złożonym przez adwokata z Wuerzburga Chan-jo Junga, który zarzucił menedżerom Facebooka tolerowanie wezwań do popełnienia morderstwa, groźby użycia przemocy, kwestionowania Holokaustu i innych przestępstw - pisze "Der Spiegel".

Twitter został zalany hejtem jak wszystko, co było przed nim i stał się bezwartościowy, bo komu się chce przez miliardy bzdurnych wpisów przekopywać, żeby znaleźć coś sensownego. Tu mamy ten sam problem. Facebook nie jest w stanie zapanować nad wzbierającą falą publikacji. Ani ich ocenić, ani usystematyzować ani cokolwiek sensownego z nimi zrobić. Oto współczesne ofiary własnego sukcesu, im więcej tym gorzej. Ten scenariusz przerabiano od zawsze a jego pierwowzorem jest mityczna wieża Babel. Ale i ten przypadek Marka Zukerberga nic nie nauczył. I dalej wali kasę na kolejne rozbudowy funkcji Facebooka. Skończy się tak jak zawsze, Facebook upadnie a na jego miejsce powstanie coś co znów będzie powielać stare błędy. I tak w kółko, Marku Zukerbergu.

Z czego żyje USA?

Deficyt w handlu USA z Chinami sięgnął w zeszłym roku aż 366 mld dol. W 2009 r. wynosił 227 mld dol., a w 2001 r., czyli w roku wstąpienia Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO), tylko 83 mld dol. „Odkąd Chiny zostały przyjęte do WTO, Amerykanie doświadczyli zamknięcia 50 tys. fabryk i utraty milionów miejsc pracy" – czytamy w programie wyborczym Trumpa.
USA przegrywają również z Meksykiem. W 1994 r., czyli w chwili wejścia w życie układu NAFTA, miały nadwyżkę w handlu z południowym sąsiadem wynoszącą 1,4 mld dol. W 2015 r. miały deficyt przekraczający 58 mld dol. To skutek m.in. przenoszenia przez amerykańskich producentów fabryk do Meksyku, gdzie siła robocza jest tańsza. Economic Policy Institute szacuje, że deficyt w handlu z Meksykiem kosztował amerykańską gospodarkę co najmniej 850 tys. miejsc pracy.

Przy takich wynikach nawet emisja USD nie jest w stanie uratować USA od kompletnej plajty. I to nie Rosjanie czy inne Al. Kaida wraz z ISIS, ale amerykańscy biznesmeni wykończyli własny kraj. To ich dzieło, sami amerykanie zniszczyli kompletnie swój własny przemysł. Zrobili tak, bo mogli więcej zarobić a w kapitalizmie jest jedno prawo, zysk. Te procesy będą postępować dalej i dalej aż w USA nie będzie już kompletnie nic, co przypominałoby produkcję dóbr materialnych i rzeczywistych usług. Będzie jak w UK, czyli nic. A nasi „analitycy”, „ekonomiści” i dziennikarze cały czas chwalą „gospodarkę” USA. Gdzie ona jest szanowni państwo, w Meksyku czy Chinach? Nie wiem co zrobi Meksyk ale wiem co zrobią Chiny. Oni po prostu USA już niedługo za bezcen wykupią. Na ostatecznej wyprzedaży tego, co jeszcze zostało. Dziś USA to tylko papierowy tygrys, ale o tym Chińczycy mówili od dziesięcioleci, tylko nikt nie chciał słuchać, teraz już za późno. Jak powiedziałem wiele lat temu, nasze dzieci będą w chińskich fabrykach zawijać w papierki ciasteczka z wróżbami. Nic więcej.

Pomagajmy Ukrainie

Były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili poinformował w poniedziałek, że zdecydował o rezygnacji ze stanowiska gubernatora obwodu odeskiego na Ukrainie. Oskarżył prezydenta Petra Poroszenkę o popieranie klanów korupcyjnych - podała agencja Interfax-Ukraina.

Najwyższa pora zakończyć ten zdumiewający serial, jak w „Walking Death” lata mijają a zombie wyłażą z każdej nory. A my mamy otwarty konflikt z Rosją, o co do kurwy nędzy? O kolejne miliardy, które ukraińscy notable ukradli i następne, które ukradną. To upadły kraj i niech sam sobie u siebie robi porządek. Sen pod tytułem Ukraina w Europie był tylko snam, pora się obudzić.












3 komentarze:

  1. Świetnie napisane i proszę o więcej takich artykułów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń