Motto: 10lat po wejściu sowietów do Polski
,z fabryki wyjechał pierwszy polski samochód osobowy, dziesięć lat po wyjściu
ruskich, wyjechał ostatni samochód osobowy, sprzedano fabryki, zlikwidowano
produkcję
Co tam Panie w
Ameryce?
To były wybory
gniewu i strachu. Fala frustracji wyborców, która przetacza się przez Europę,
dotarła za ocean. Był Brexit, było zwycięstwo PiS w Polsce, teraz przyszła
kolej na Amerykanów.
Jesteśmy
świadkami prawdziwej rewolucji ludzi, którzy czują się odrzuceni przez elitę.
Nieprzypadkowo to słowo stało się w ostatnich latach po obu stronach oceanu tak
negatywnie zabarwione. W Polsce były to elity III RP, w USA są to elity
Waszyngtonu i klasy uprzywilejowanej, która skorzystała na globalizacji kosztem
klas niższych.
A co, może tak nie jest? Od 30 lat
cały wzrost w USA konsumowany jest wyłącznie przez 1% najbogatszych. Reszcie
pozostała wegetacja. Pamiętamy ruch „Occupy Wall Street” i ich hasło „To my
jesteśmy 99%”. I owe 99% zostało brutalnie spacyfikowane przez policję i
służby. Po 2008 roku sektor finansowy tylko spuchł a nierówności się pogłębiły.
To samo mamy w całym „świecie zachodnim” i wszędzie słyszę jęki establishmentu,
który kompletnie nie rozumie, co się dzieje. A ja Wam odpowiem. Czy naprawdę
nie rozumiecie, co się stało? Naprawdę myślicie, że można nas okradać z wyników
naszej pracy a my będziemy dalej na Was głosować. Już słyszę, że jakoś się
stary porządek utrzyma, że Trump nic nie zrobi, że rynki są nie do ruszenia.
Może na razie tak jest, ale wściekłość ludzi narasta. Im dłużej, im większe
ciśnienie tym wybuch będzie większy. Na razie komentatorzy leją oliwę na
wzburzone morze, ale pamiętamy jak to się skończyło, cała flota zatonęła.
Tuż przed wyborczym w wtorkiem w USA Hillary Clinton według
uśrednionych sondaży miała ponad 3-procentowe prowadzenie nad Donaldem Trumpem.
Mało tego, kandydatka demokratów posiadała niewielką przewagę w wielu
kluczowych stanach wahadłowych, które decydują o rezultacie wyścigu do Białego
Domu. Tymczasem Trump odniósł triumf nie tylko w głosach elektorskich, ale
najprawdopodobniej zdobył wyższe poparcie wyborców w skali całego kraju, co w
amerykańskim systemie nie zawsze jest równoznaczne.
Widocznie Hilaria przejechała
wczoraj ciężarną na pasach. A poważnie, to żadnych wyników sondaży nie należy
brać na poważnie. To jak reklamy, wcale nie działa, ale mimo to wszyscy to
dalej robią. A jak nie działa to robią więcej i więcej. To się nazywa
zaklinanie rzeczywistości. I znów wrócę do sedna, establishment nie może
zrozumieć, co sam narobił i co już dawno zrozumieli ci „mniej wykształceni”.
Nie trzeba było być Pytią żeby to, co się stało przewidzieć, ale jak w Polsce i
wielu innych krajach establishment wypiera rzeczywistość. A wyniki sondaży są
tego wynikiem, wynikiem wypierania rzeczywistości.
"Ten 9 listopada 2016 roku jest po katastrofie 9/11 dla
amerykańskich intelektualistów politycznym 9/11. (...) Ludzie apolityczni,
odstawieni pod względem ekonomicznym na boczny tor, wkurzeni obywatele po ośmiu
rozczarowujących latach Obamy odreagowali swoją frustrację na automatach do
głosowania" - pisze komentator wydawanej w Berlinie gazety.
Ostatnie trzydzieści lat to
nieustanny pochód chciwości i wyzysku wokół całego świata. Chora neoliberalna
doktryna z Chicago zdemolowała cały świat, nie tylko USA. Dziś widzimy jak
elity po ciosie obuchem w twarz słaniają się na nogach myśląc tylko jak
przetrwać jeszcze jedną rundę. Jeszcze się nachapać, za wszelką cenę utrzymać
status quo. A to larum grają na śmierć kapitalizmu. I nikt się do tego nie chce
przyznać. A wystarczyło wystawić Sandersa zamiast Clinton, on by z Trumpem
wygrał w cuglach. Ale chciało się zjeść ciastko i dalej go mieć. No to ciastka
nie ma.
Wybory w USA. Cher płacze i obraża, Lady Gaga protestuje, a Kanye West
nie chce w to uwierzyć. Kanye West ewidentnie jest wciąż na etapie zaprzeczenia:
" Czekam na to, że Obama wyjdzie i powie, że to wszystko żart. Że zostanie
na trzecią kadencję" - zatwittował raper. Jeden z amerykańskich portali napisał, że Gaga i Cher rozpłakały się,
gdy usłyszały o wyniku wyborów.
I znów to samo. Multimilionerzy o
dość wątpliwym dorobku „artystycznym” są zdziwieni. Niech kurwa zapytają swoich
służących dlaczego głosowali na Trumpa to się dowiedzą. A kim do diabła jest
Kanye West, jeśli nie brać pod uwagę faktu, że jest mężem Kim Kardashian.
Ostatnio komentowałem jego "pokaz mody". A „artystyczne” dokonania
Lady Gagi? Panie i Panowie celebryci, nie jesteście warci nawet 1% tego ile wam
płacą a ciężko pracujący ludzie nie zarabiają w rok tego, co wy w jedną godzinę
i dalej nic nie rozumiecie?
Dla Hillary Clinton najwyraźniej było tego wszystkiego zbyt wiele, bo –
wbrew amerykańskiej tradycji – nie pogratulowała publicznie zwycięzcy. To był
kolejny szok, gdyż to właśnie Trumpa podejrzewano, że nie będzie umiał pogodzić
się z porażką.
Ta chora na władzę wariatka ma
pewnie atak nerwowy i nie nadaje się do pokazania. Koniec dynastii Clintonów,
ta kampania ostatecznie pogrzebała ją razem z dynastią Bushów. Ameryka ma dość
tego serialu nigdy nie wymienialnych elit.
Za szokujący wynik wyborów odpowiadają w dużym stopniu elity Partii
Demokratycznej, które poparły i forsowały Hillary, choć było wiadomo, że ma ona
ciężki bagaż z przeszłości. Liberałowie zignorowali ewidentne, napływające co
najmniej od jesieni sygnały, że w tym roku wielu wyborców domaga się zmiany.
Uparcie próbowali wcisnąć Amerykanom kandydatkę, która wiarygodnie może im
obiecać tylko kontynuację.
Mieli szansę podłączyć się do „rewolucji przeciwko elitom", gdyby
nominowali na swojego kandydata senatora Berniego Sandersa. Ale w Partii
Demokratycznej zrobiono wszystko, by powstrzymać jego „rewolucję". I to
się udało. Niestety, w efekcie mamy „rewolucję” Trumpa.
Wall Street zdecydowało, ale naród
pokazał im środkowy palec. Niech demokraci teraz w totalnej opozycji, bo
przegrali wszystko, zastanowią się czy warto zawsze robić tak jak im prezes
Goldman Sachs kazał? Tak samo było w Polsce, na Węgrzech, w Austrii, w Turcji,
Filipinach i będzie dalej, dookoła całego świata. A „demokraci” dalej nie będą
rozumieć. Cóż byt określa świadomość.
Słyszałem już to niedowierzanie, gdy w lipcu mówiłem publicznie, że
byłem pewien Brexitu, tak jak jestem pewien, że w USA wygra Donald Trump. Od
przynajmniej 20 lat wychodzą książki o tym, że neoliberalizm doprowadzi do
populistycznej reakcji, która podważy systemy demokratyczne na świecie. Od
dekady ekonomiści z nagrodami Nobla alarmują o rosnących nierównościach. Nie
brakuje ani informacji, ani danych, ani propozycji rozwiązań. Politycy
doskonale wiedzą, że między 1999 a 2014 r. w USA średnie dochody amerykańskich
rodzin spadły o 5 tys. dolarów. I czy na to jakoś reagowali? Nie zrobili
dosłownie NIC. I podobnie postępowali politycy głównego nurtu w niemal każdym
kraju Zachodu. Wszędzie tam rosną w siłę lub zwyciężają dziś populiści. Clinton
nie miała prawa wygrać tych wyborów.
Post Scriptum
Na Twitterze wygrała Clinton.
Chińczycy trzymają się mocno
Państwowa
agencja prasowa Xinhua podaje, że "kampania wyborcza pokazała, że
większość Amerykanów sprzeciwia się amerykańskim elitom finansowym
i politycznym". Oficjalny dziennik Komunistycznej Partii Chin
podkreśla w redakcyjnym komentarzu, że wybory prezydenckie są
odzwierciedleniem "chorej amerykańskiej demokracji".
Xinhua znana jest z bardzo wyważonych komunikatów, tak bardzo
charakterystycznych dla chińskiej polityki, gdzie rzadko mówi się o czymś
wprost. A ten komunikat jest ostry jak brzytwa, to świadczy o poziomie
wkurzenia Chin na Amerykę. Lata temu Chiny zaproponowały budowę zrównoważonego
świata. Ale amerykańskie elity nie mają zrezygnować z dominacji nad światem, z
utrzymywania swoich fortun kosztem wszystkich innych. A to już wkurza nie tylko
wyborców w USA, wkurzyło także chińskie władze. Komunikat oznacza też, że Chiny
już się z USA przestają liczyć, wkrótce następny krok. Chińska zemsta jest
długa i powolna, i będzie bolało też długo i bardzo.
American Dream już nie
Tak
radykalny wybór można tłumaczyć tylko dojściem Stanów Zjednoczonych do ściany.
Mówimy o społeczeństwie, które od zarania łączyła nie wspólna historia czy
pochodzenie, ale „american dream”, przeświadczenie, że każdy może się dorobić,
żyć lepiej od rodziców. To „marzenie” już od pewnego czasu przestało być
prawdą. Ale do tej pory większość Amerykanów wierzyła, że ich porażka nie jest
spowodowana złą organizacją kraju tylko osobistą nieudolnością. – Skoro sukces
mógł odnieść w USA Bill Gates, to i ja mogłem – rozumowano za oceanem. I nagle
ten mit się rozwiał. Król stał się nagi. Amerykanie odkryli, że ich kraj jednak
nie daje wszystkim równych szans, że polaryzacja dochodów osiąga skandaliczne
rozmiary, że życie przeciętnego Amerykanina nie tylko jest marne, ale nie ma
perspektyw, aby się poprawiło.
I to właśnie wyniosło Trumpa do władzy, oczywiście on nic nie zmieni, ale
konflikt sytego, oszalałego z chciwości 1% bogaczy z resztą będzie narastał.
Myślałem, że amerykanie są tak durni, że nigdy nie zrozumieją, że amerykański
sen to tylko bajka a nie rzeczywistość. Późno bo późno ale jednak zrozumieli,
jeśli to dobrze przetrawią to konsekwencje mogą być duże. Gniew ludu rodzi
wiatr historii a jak ten zacznie wiać to szklane domy Goldman Sachs obrócą się
w perzynę.
Buntownicy ery
Facebooka
Można więc
odnieść wrażenie, że III RP dokonała na młodych Polakach jakiejś gigantycznej
kastracji, pozbawiając ich może nie ambicji, ale już na pewno mocy twórczych,
nonkonformizmu. Owszem, wepchnąć się na jakieś państwowe, dobrze płatne
stanowisko - to chętnie. Ale co dalej?
Oni cieszą się
resztkami z pańskiego stołu, choć ich poprzednicy brali cały stół...
Ha! Nie
zauważam w młodym, tym potencjalnie buntowniczym pokoleniu większego
fermentu. Zanim "Solidarność" eksplodowała, mieliśmy czas podmywania
ustroju poprzez podziemne wydawnictwa i Wolną Europę. Studencki protest
1968 roku poprzedził czas ruchów samokształceniowych. Pokolenie Powstania
Warszawskiego było rozczytane w literaturze romantycznej, pokolenie ZMP -
w najprostszych interpretacjach marksizmu.
A jakiż
dziś mamy ferment? Że Facebook zamknął strony Marszu Niepodległości? A cóż
to były za strony?
Powiem więcej, to nie tylko III RP,
ale w całym zachodnim świecie nie ma, po spacyfikowaniu buntu Occupy Wall
Street w USA, żadnego młodzieżowego ruchu, dosłownie żadnego. Ani w sferze
politycznej ani kulturze ani obyczajowości czy nawet religii. Oni się po prostu
nie buntują i nie będą buntować. Dali się zatomizować, dali się ogłupić, dali
się zastraszyć. Nie ma już żadnej kontrkultury, są drobne, rozproszone grupki,
kompletnie bez znaczenia. Nie mają żadnej świadomości społecznej, dają się
dymać wielkiemu kapitałowi, koncernom i politykom, przyjmując wszystko ze
zwieszoną głową. A już tak dostali po czterech literach, że gdyby tak
potraktowano moje pokolenie to kamień na kamieniu by nie został. Kiedyś ludzie życie
dla idei poświęcali, dziś nikt nie zaryzykuje bana na Facebooku. Są jak
niewolnicy w starożytnym Rzymie, kompletnie bezwolni, samotni i wiecznie
przegrani, bez żadnej nadziei. Sami sobie zgotowali ten los. Czy ja mam za nich
„ruszyć z posad bryłę świata”. W USA „ostatnią nadzieją” był Berni Sanders, też
staruszek i też już był. Zamiast niego będziecie mieli Hilary Clinton.
Ostatecznie stracą wszyscy
Wbrew temu,
co się mówi, Polska jest jedna. Nasza wspólna. Dzielą ją politycy, a jeszcze
bardziej dziennikarze. My temu ulegamy i żyjemy pod presją opowiedzenia się po
którejś ze stron. Jestem za aborcją, nie jestem za aborcją, jestem za gender,
nie jestem za gender.
Problem
polega na tym, że my się wzajemnie nie słuchamy, nie słyszymy zawzięcie w swoim
krzyku, oburzeniu czy drwinie. To jest emocjonalna wojna domowa. Nie ma rady,
żeby to dzisiaj zatrzymać. Masa krytyczna musi się przetoczyć. Za dużo już
„rachunków krzywd”, problemów, których nie dostrzegaliśmy przez lata.
Budowaliśmy autostrady, estakady, ale nie stworzyliśmy ścieżek wzajemnego
porozumiewania się. Elity zapomniały o tym, że ich obowiązkiem jest zadbać o
tych, którzy najbardziej tego potrzebują. Mam świadomość, że mówiąc to, narażam
się każdej ze stron, tylko że dla mnie nie ma „My i Oni”. Szkody, które są
wyrządzane teraz, są konsekwencją szkód wyrządzanych kiedyś. Tylko kto inny
jest teraz ofiarą. Na tym polega zawsze każda dobra zmiana. Ostatecznie tracą
wszyscy.
Dzięki dla Pani Moniki
Jaruzelskiej za te szalenie mądre i potrzebne słowa. Takich dożyliśmy czasów,
tak się porobiło, że to córka Generała jest jednym z ostatnich głosów rozsądku
w tym szaleństwie, w jakie nas wepchnęły „elity” Solidarności. I na tym właśnie
polega chichot historii.
Koniec pewnej epoki
I oto ktoś
w tym obozie odkrył, że Polacy zagłosowali tak, jak zagłosowali, bo
właśnie mają już dość bredzenia Wałęsów i Frasyniuków, dość pouczania
przez telewizyjne autorytety, korupcji, nepotyzmu, bezkarnego łupienia kraju
w majestacie prawa, którego przejmowanie nieruchomości było tylko jednym
z wielu przejawów - można to ująć w jednym zgrubnym: dość pogardy ze
strony cwanych i spokrewnionych sitw, które się ustawiły, nachapały
i uważają za coś nieskończenie lepszego od reszty. Logicznie prowadzi to
do wniosku, że nawet jeśli PiS Polakom zbrzydnie (nad czym, przyznajmy, wciąż
pracuje, i tylko oczywiste skretynienie opozycji mu w tym
przeszkadza) to wcale nie rzucą się oni z płaczem prosić odsuniętych od
władzy o ponowne objęcie rządów.
Epoka post Solidarności dobiega końca. Wymiera pokolenie rewolucjonistów i
tylko szkoda, że tak późno. Bo prawdziwa jest teza, że nigdy, przenigdy nie
warto owym rewolucjonistom powierzać rządów po udanej rewolucji. To nigdy i
nigdzie się nie sprawdziło. Dziś już nie wystarczy epatowanie niegdysiejszym
kombatanctwem, Panie Frasyniuk. Dziś trzeba zaproponować ludziom konkrety a nie
liberalne banały, kopiowane z Sachsa lat osiemdziesiątych. Dziś nawet Sachs za
te banały wszystkich przeprosił, bo skutki są przerażające. A Wy dalej swoje,
There is no alternative? A właśnie, że jest a Wy jesteście w opozycji, mam
nadzieję że na zawsze.
Pecunia non olet
Holding rosyjskich oligarchów przejął od UniCredit 99,9 proc. akcji
Ukrsocbanku. To szósty co do wielkości bank na Ukrainie, do którego potęgi
przyczynił się także polski Bank Pekao SA.
I jak tu się nie tarzać po podłodze ze śmiechu. Ludzie giną
„za ojczyznę” a interes to interes, prawda Winnetou?
Bye, bye American Pie
Najpierw były Filipiny, najstarszy wojskowy sojusznik USA w Azji. 20
października prezydent Rodrigo Duterte ogłosił "separację od Stanów
Zjednoczonych", a tercet Filipiny-Chiny-Rosja nazwał "trójką
przeciwko reszcie świata".
W ślad za Filipinami wkrótce może pójść Malezja, która choć dotychczas
trzyma się raczej z boku sporów terytorialnych na Morzu Południowochińskim,
cały czas ma na nim otwarte roszczenia.
No bo kto jeszcze będzie
inwestował w upadającego kolosa na glinianych nogach. Jest tak, że jedyne,
czego świat się boi, to że upadający kolos ma wielką armie i jeszcze padając
szkody może narobić. Poza tym USA nie mają już nic rozsądnego do
zaproponowania. Po co komu taka „przyjaźń” jak dawniej z ZSRR? No po co?
Kontrowersyjny pogląd
Wybrany właśnie na prezydenta USA Donald Trump w przeszłości wyrażał
się jasno w kwestii marihuany. Popiera jej medyczne zastosowanie, uważa, że
każdy stan powinien samodzielnie uregulować tę kwestię. Wcześniej jego
stanowisko było znacznie bardziej kontrowersyjne.
W 1990 roku Donald Trump powiedział, że panujący wtedy system zakazów
związany z narkotykami to "żart”, i że Stany Zjednoczone powinny
zalegalizować wszystkie narkotyki, aby odebrać zyski kartelom narkotykowym.
Twierdził on, że zysk z podatków od sprzedaży może zostać przekazany na
edukację społeczeństwa w zakresie narkotyków.
Żyjemy w tak zwariowanych
czasach, że najbardziej racjonalny pogląd na dystrybucję i spożywanie narkotyków
jest nazywany kontrowersyjnym. A jakie „sukcesy” przyniosła „war on drugs” poza
tysiącami ofiar, kompletnym rozwaleniem kilku krajów na południe od USA i
zerową skutecznością całej tej „wojny”? Jak w przypadku prohibicji wszystko
dzieje się tak samo, a jednak politycy się upierają, że ich podejście jest
jedyne i słuszne. A pod stolikiem trzymają skręta lub torebkę z kokainą.
Zakłamanie to najważniejsza dziś cecha polityki, w tej sprawie też.
Brexit odcinek 337
"Data
referendum została wyznaczona w lutym przez (ówczesnego) premiera Davida
Camerona, który liczył, że uciszy to zwolenników Brexitu w jego Partii
Konserwatywnej. Ale głosowanie przekształciło się w żarliwy plebiscyt na
temat globalizacji, trudności gospodarczych, migracji, tożsamości i innych
problemów, które podburzyły obywateli nie tylko w Wielkiej Brytanii, lecz
także w całej Europie i Stanach Zjednoczonych. Cameron przegrał
głosowanie i stracił pracę" - komentuje "NYT".
A w co zdaniem NYT przerodziły się wybory prezydenckie w USA? Mógłbym powiedzieć, że w to samo i zapewne miałbym rację. I dalej szanowne „elity” uważacie, że nic się nie stało i że najważniejsze jest utrzymanie status quo? Im większe ciśnienie w garnku tym bardziej wykipi i wtedy nie będzie co zbierać z podłogi.
Brexit odcinek 338
Stany
Zjednoczone wzywają Unię Europejską i Wielką Brytanię, by sprawiły, że Brexit
będzie "elastyczny i płynny" - powiedział w czwartek rzecznik Białego
Domu Eric Schultz, komentując decyzję brytyjskiego Wysokiego Trybunału ws.
koniecznej zgody parlamentu na zainicjowanie Brexitu.
Powiedział co wiedział, bardziej elastyczny i płynny to mi się Panie rzecznik z seksem kojarzy a nie Brexitem. Ale słowa, słowa, słowa. Bla, bla, bla.
Brexit odcinek 339
Brytyjski minister ds. wyjścia z UE David Davis oświadczył w
poniedziałek, że rząd nie dopuści do sytuacji, w której parlament będzie
"mówił premier, jak ma rozgrywać swoje karty" podczas negocjacji ws.
Brexitu. Dodał, że mogłoby to zaszkodzić wynikowi rozmów.
Panie Ministrze, rozwiązać
parlament, skończyć z wyborami, niech nikt Pani Premier rąk nie wiąże. Ale w
takim przypadku to prędzej władza wróciłaby do monarchii a nie Pani May.
Wybory w ojczyźnie demokracji
Fundusz
charytatywny Hillary i Billa Clintonów potwierdził, że w 2011 roku z
pominięciem prawa przyjął milion dolarów. Donatorami byli wysoko postawieni
urzędnicy z Kataru. W niedawno ujawnionym przez portal WikiLeaks mailu z 2014
roku Hillary Clinton przyznała, że uważa zarówno Katar, jak i Arabię Saudyjską
za największych sponsorów tak zwanego Państwa Islamskiego.
„Demokracja” w USA od zawsze była, jest i będzie „kształtowana” przez takie
„dotacje”. Przekupstwo wpisane jest w konstytucję USA więc kompletnie nie
rozumiem, dlaczego jeszcze ktokolwiek się na to oburza. W USA za dolary można
mieć wszystko, prezydenturę też.
Hillary jest
bowiem postrzegana jako kandydatka establishmentu, która może wiele obiecywać,
ale i tak będzie prowadziła politykę przychylną dla Wall Street oraz sporej
części wielkiego biznesu. Gwarancją tego mają być wielkie sumy, jakie otrzymała
przez ostatnie 15 lat od banków, funduszów i korporacji za wygłaszane przez nią
prelekcje.
A Putin to despota, który sam się wybrał, w Rosji nie ma demokracji itd.
itd. Ale w USA wszystko jest według najwyższych standardów. Jak widać nikt już
nawet się nie powstrzymuje, waląc prosto z mostu jak jest. Nie tylko Mariusz
Max Kolonko.
Trump:
"We don't need Jay Z or Beyonce. We don't need Jon Bon Jovi. We
don't need Lady Gaga"
Były premier Marcinkiewicz na to : „Yes, yes, yes”.
Kończąca się
właśnie ośmioletnia prezydentura demokraty Baracka Obamy zmęczyła wielu
Amerykanów. Z obiecanych reform, które miały poprawić ich życie pozostały w
większości puste słowa. Społeczeństwo w USA coraz wyraźniej jest podzielone na
dobrze mający się establishment oraz na olbrzymią grupę domagających się zmiany
i zemsty na politykach, którzy doprowadzili – w ich mniemaniu - kraj do
katastrofy.
Tym różni się „demokracja” w Rosji od USA, że w tym drugim kraju jest
nieznacznie więcej pozorów, nic więcej. Establishment pilnuje żeby nikt nie
naruszył ich praw do wyzyskiwania ciężko harującej za nędzne grosze większości,
ale też dość sprawnie tworzy zasłonę dumną osłaniającą te działania. W Rosji
Putin działa bardziej bezczelnie, ale co do poziomu demokracji to ja żadnej
różnicy nie widzę. Miała być zmiana, Barack Obama okazał się jednak być
stanowczo za cienki na własny zresztą obóz polityczny. W USA wszystkim rządzą
pieniądze i na szczęście w dobie powszechnego dostępu do informacji cały świat widzi jaka to „demokracja”.
Kto wybiera prezydenta USA
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych od ponad 30 lat wygrywa
kandydat, któremu uda się przeciągnąć na swoją stronę parę milionów wyborców
niezdecydowanych (swing voters) z kilku zaledwie stanów, przede wszystkim
Środkowego Zachodu. To o głosy swing voters toczy się walka. Zgodnie z ich
oczekiwaniami pretendenci do prezydentury układają programy, z nimi spotykają
się po wielokroć, ignorując pozostałe regiony. Redukcja 200-milionowego
elektoratu do paromilionowej garstki, w praktyce decydującej o losach kraju,
jest efektem archaicznej ordynacji wyborczej odzwierciedlającej realia sprzed
ponad 200 lat.
Truizmem jest powiedzieć, że kto się nie idzie do
przodu ten się cofa. System wyboru Prezydenta w USA jest we współczesnych
czasach chyba w świecie niespotykanym anachronizmem. I pokazuje jak ślepe
przywiązanie do tradycji może się okazać strzelaniem sobie we własną stopę.
Tylko, że w tym wypadku wcale tak nie jest. To nie przywiązanie do
anachronicznej tradycji zakonserwowało tą idiotyczną ordynację wyborczą. To
elity USA na tym korzystają, więc ją utrzymują. Gdyby im się nie opłacała to
już dawno i szybko by konstytucję zmienili. Ta ordynacja zapewnia bezwzględne
zabetonowanie sceny politycznej na dwie partie i tylko o to chodzi. Co z tego,
że z demokracją nie ma to już nic wspólnego, ważne że my zawsze wygrywamy.
Według Instytutu Gallupa, za wyborami powszechnymi opowiadało się w
roku 1968 – 58 procent Amerykanów, w 1968 – 81 proc., w 1981 – 75 proc., a rok
temu – ponad 80 procent.
Politycy pozostają głusi na społeczne postulaty, bo stary system
gwarantuje utrzymanie status quo, praktycznie uniemożliwiając zwycięstwo
kandydatowi spoza dwóch głównych partii. Ross Perot, który w roku 1992 zdobył
19 procent głosów obywateli, nie uzyskał ani jednego głosu elektorskiego.
I wszystko jasne, USA i demokracja to się w żaden sposób nie łączy.
Za duży żeby nie upaść
Niemiecki sąd
wdrożył śledztwo przeciwko kierownictwu Facebooka. Śledztwo wszczęto w zw. z
podejrzeniem o podżeganie do nienawiści na tle różnic narodowościowych.
To pierwszy taki przypadek w historii niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Wśród podejrzanych znajdują się szef amerykańskiego koncernu Mark Zuckerberg, dyrektor firmy Sheryl Sandberg oraz czołowy lobbysta Facebooka na Europę Richard Allan i Eva-Maria Kirschsieper. Postępowanie wyjaśniające zostało wdrożone w związku z zawiadomieniem o przestępstwie złożonym przez adwokata z Wuerzburga Chan-jo Junga, który zarzucił menedżerom Facebooka tolerowanie wezwań do popełnienia morderstwa, groźby użycia przemocy, kwestionowania Holokaustu i innych przestępstw - pisze "Der Spiegel".
To pierwszy taki przypadek w historii niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Wśród podejrzanych znajdują się szef amerykańskiego koncernu Mark Zuckerberg, dyrektor firmy Sheryl Sandberg oraz czołowy lobbysta Facebooka na Europę Richard Allan i Eva-Maria Kirschsieper. Postępowanie wyjaśniające zostało wdrożone w związku z zawiadomieniem o przestępstwie złożonym przez adwokata z Wuerzburga Chan-jo Junga, który zarzucił menedżerom Facebooka tolerowanie wezwań do popełnienia morderstwa, groźby użycia przemocy, kwestionowania Holokaustu i innych przestępstw - pisze "Der Spiegel".
Twitter został zalany hejtem jak wszystko, co było
przed nim i stał się bezwartościowy, bo komu się chce przez miliardy bzdurnych
wpisów przekopywać, żeby znaleźć coś sensownego. Tu mamy ten sam problem.
Facebook nie jest w stanie zapanować nad wzbierającą falą publikacji. Ani ich
ocenić, ani usystematyzować ani cokolwiek sensownego z nimi zrobić. Oto
współczesne ofiary własnego sukcesu, im więcej tym gorzej. Ten scenariusz
przerabiano od zawsze a jego pierwowzorem jest mityczna wieża Babel. Ale i ten
przypadek Marka Zukerberga nic nie nauczył. I dalej wali kasę na kolejne
rozbudowy funkcji Facebooka. Skończy się tak jak zawsze, Facebook upadnie a na
jego miejsce powstanie coś co znów będzie powielać stare błędy. I tak w kółko,
Marku Zukerbergu.
Z czego żyje USA?
Deficyt w
handlu USA z Chinami sięgnął w zeszłym roku aż 366 mld dol. W 2009 r. wynosił
227 mld dol., a w 2001 r., czyli w roku wstąpienia Chin do Światowej Organizacji
Handlu (WTO), tylko 83 mld dol. „Odkąd Chiny zostały przyjęte do WTO,
Amerykanie doświadczyli zamknięcia 50 tys. fabryk i utraty milionów miejsc
pracy" – czytamy w programie wyborczym Trumpa.
USA
przegrywają również z Meksykiem. W 1994 r., czyli w chwili wejścia w życie
układu NAFTA, miały nadwyżkę w handlu z południowym sąsiadem wynoszącą 1,4 mld
dol. W 2015 r. miały deficyt przekraczający 58 mld dol. To skutek m.in.
przenoszenia przez amerykańskich producentów fabryk do Meksyku, gdzie siła
robocza jest tańsza. Economic Policy Institute szacuje, że deficyt w handlu z
Meksykiem kosztował amerykańską gospodarkę co najmniej 850 tys. miejsc pracy.
Przy takich wynikach nawet emisja USD nie jest w
stanie uratować USA od kompletnej plajty. I to nie Rosjanie czy inne Al. Kaida
wraz z ISIS, ale amerykańscy biznesmeni wykończyli własny kraj. To ich dzieło,
sami amerykanie zniszczyli kompletnie swój własny przemysł. Zrobili tak, bo
mogli więcej zarobić a w kapitalizmie jest jedno prawo, zysk. Te procesy będą postępować
dalej i dalej aż w USA nie będzie już kompletnie nic, co przypominałoby
produkcję dóbr materialnych i rzeczywistych usług. Będzie jak w UK, czyli nic.
A nasi „analitycy”, „ekonomiści” i dziennikarze cały czas chwalą „gospodarkę”
USA. Gdzie ona jest szanowni państwo, w Meksyku czy Chinach? Nie wiem co zrobi
Meksyk ale wiem co zrobią Chiny. Oni po prostu USA już niedługo za bezcen
wykupią. Na ostatecznej wyprzedaży tego, co jeszcze zostało. Dziś USA to tylko
papierowy tygrys, ale o tym Chińczycy mówili od dziesięcioleci, tylko nikt nie
chciał słuchać, teraz już za późno. Jak powiedziałem wiele lat temu, nasze
dzieci będą w chińskich fabrykach zawijać w papierki ciasteczka z wróżbami. Nic
więcej.
Pomagajmy Ukrainie
Były prezydent
Gruzji Micheil Saakaszwili poinformował w poniedziałek, że zdecydował o
rezygnacji ze stanowiska gubernatora obwodu odeskiego na Ukrainie. Oskarżył
prezydenta Petra Poroszenkę o popieranie klanów korupcyjnych - podała agencja
Interfax-Ukraina.
Najwyższa pora zakończyć ten zdumiewający serial, jak w „Walking Death” lata mijają a zombie wyłażą z każdej nory. A my mamy otwarty konflikt z Rosją, o co do kurwy nędzy? O kolejne miliardy, które ukraińscy notable ukradli i następne, które ukradną. To upadły kraj i niech sam sobie u siebie robi porządek. Sen pod tytułem Ukraina w Europie był tylko snam, pora się obudzić.
Najwyższa pora zakończyć ten zdumiewający serial, jak w „Walking Death” lata mijają a zombie wyłażą z każdej nory. A my mamy otwarty konflikt z Rosją, o co do kurwy nędzy? O kolejne miliardy, które ukraińscy notable ukradli i następne, które ukradną. To upadły kraj i niech sam sobie u siebie robi porządek. Sen pod tytułem Ukraina w Europie był tylko snam, pora się obudzić.
Świetnie napisane i proszę o więcej takich artykułów.
OdpowiedzUsuńSuper wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń