piątek, 26 sierpnia 2011

PIPA czyli Nowy Plan



PIPA czyli Nowy Plan

Rząd stawia sobie ambitne zadanie: w 5 lat zinformatyzować urzędniczą Polskę. Przygotowany dokument zakłada wiele ułatwień dla obywateli i ma kosztować ponad 6 mld zł. To już drugi taki plan, poprzedniego nie rozliczono – stwierdza "Dziennik Gazeta Prawna". Opracowany właśnie Plan Informatyzacji Państwa na lata 2011-15, zakłada, że w 2015 roku ma być 5 mln użytkowników ePUAP (platforma do załatwiania spraw administracyjnych), połowa internautów ma posiadać podpis potwierdzony profilem zaufanym, a na terenach o najniższym zaludnieniu dostęp do sieci ma mieć co najmniej 75 proc. gospodarstw domowych.

Eugeniusz Gac, prezes Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji, ocenia, że dokument jest niekompletny. "Zupełnie nie odniesiono się do tego, jak wyglądają efekty wykonania poprzedniego planu. I chyba nietrudno zrozumieć, dlaczego po prostu większości tych zadań nie wykonano" – mówi.

Kochani, co ja będę sobie trud komentowania zadawał. Zobaczcie prezentację z … 2001 roku.












Kompetencje PROSZĘ PRZECZYTAJCIE TO CAŁE

Od kilku dni kilkukilometrowy korek paraliżował wjazd do Warszawy przez Raszyn. Niemal cały dzień auta musiały jechać w żółwim tempie prawie czterokilometrowy odcinek od Janek do granic Warszawy. W korku trzeba było spędzić ponad godzinę. Powodem koszmaru kierowców były zmiana ustawienia świateł na skrzyżowaniu al. Krakowskiej z ul. Na Skraju. Zielone światło w stronę stolicy paliło się tylko przez kilkanaście sekund. Jak mówił w środę "Gazecie" Wojciech Jezierski z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad tak musi być, bo na czas nocnych prac remontowych na wylotówce sygnalizacja działa według innych programów i na razie nic nie da się poprawić. W czwartek okazało się, że jednak "da się". Sygnalizację poprawiła jednak nie GDDKiA tylko firma konserwująca sygnalizację na zlecenie Zarządu Dróg Miejskich. Około południa przejazd przez Raszyn stał się płynny. Niewielki zator tworzył się tylko przed samym skrzyżowaniem z ul. Na Skraju. - Cuda się dzieją? Korek znikł - ucieszył się nasz czytelnik, który dzień wcześniej informował nas o koszmarnym korku. - Zdarza się, że program sterujący sygnalizacją czasem się zawiesza i pojawiają się jakieś problemy - stwierdził Adam Sobieraj, rzecznik ZDM.
Prosiłem, żebyście przeczytali ten długi cytat w całości. Zrobiłem to dlatego, że w tym małym w końcu przypadku zogniskowały się jak w soczewce problemy tego jebanego kraju. Tu może się wydarzyć wszystko, tu można spierdolić co tylko możliwe. Można kłamać i zwalać na innych, nawet jak Cię złapią z ręką w cudzej kieszeni to możesz powiedzieć, że to nie twoja ręka. I włos z głowy Ci nie spadnie. Dlatego gówno jest i gówno będzie dalej. To jest to, dlaczego na Wawelu powinien leżeć Bareja a nie Kaczyński. Polaczki takie są i takie będą.



To po co nam to było, po co ?

Osoby, które pracowały w czasach komunizmu najczęściej przyznają, że teraz żyje im się dużo gorzej. Fakt ten potwierdza głosowanie przeprowadzone przez serwis Praca.wp.pl. Aż 48 proc. osób uważa, że za czasów komuny żyło się znacznie łatwiej. Natomiast 27 proc. jest przeciwnego zdania. Kolejne 12 proc. uważa, że nic się nie zmieniło a 14 proc. nie pamięta tamtych czasów. W głosowaniu wzięło udział 34711 internautów.

By żyło się lepiej, wszystkim ?

Wybierz PZPO

Przewodniczący PJN Paweł Kowal w "Sygnałach dnia" w Polskim Radiu wypowiadał się na temat trwającej kampanii wyborczej. - Zaczęła się wojna na miny, a ludzie są coraz bardziej wściekli - powiedział. - Niech PO zaskarży tych Polaków, którzy codzienne do mnie podchodzą i mówią, że nie jest dobrze - ironizował. Eurodeputowany nawiązał w ten sposób do pozwu, jaki w trybie wyborczym złożył przeciwko PiS komitet wyborczy PO. - To psucie polskie demokracji, wybory to konfrontacja z rzeczywistością, trzeba się otworzyć na krytykę - stwierdził, sugerując, że Platforma metodami medialnymi czy sądowymi chce przymusić ludzi, aby ją chwalili.

Jak krótka okazała się droga od PZPR do PZPO. Nie tak znowu dawno temu też była „przewodnia siła narodu”. Teraz tylko czekać, aż przewodnią rolę PZPO też wpiszą do konstytucji, oczywiście z „bratnim ZSL” czyli PSL. Historia farsą się powtarza, to co się teraz dzieje niech przekona, że problem nie leżał i nie leży w „komunie” ale dużo głębiej w mechanizmach władzy i stosunkach społecznych. „Komuny” dawno nie ma ale PZPO nagle wróciła i zabawne to nie jest. Jak sąd orzeknie, że nie wolno PZPO krytykować to „obudzimy się w starej Polsce”.

W kryzysie wzrosło ryzyko bankructw firm deweloperskich. Tymczasem marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna zablokował projekt ustawy mającej chronić ich klientów przed utratą pieniędzy

By żyło się lepiej i Polska w budowie. Szmal dla kapitalistów zwanych nie wiem czemu pracodawcami, jakby komu pracę dali a nie zawierali umowę, a dla nas … ostał się ino sznur jak Andrzejowi L.


Zielona wsypa

Ekonomiści rynkowi szukają w najnowszych informacjach gospodarczych potwierdzenia, że gospodarka zaczyna tracić swój impet. Spada dynamika produkcji i zatrudnienia, i to wyraźniej niż się spodziewano, firmy mimo rekordowych wyników finansowych boją się inwestować, a ludzie nie są już tak skorzy do wydawania pieniędzy. Zdaniem ekonomistów nie ma szans, byśmy w przyszłym roku zanotowali wzrost gospodarczy na poziomie 4 proc., czyli tyle, ile rząd zapisał w projekcie budżetu na 2012 r.

Oby do 9 października, a 10 PO powie prawdę. Gratuluję wyborcom PO odwagi ich decyzji.

Powtórka ?

Dziesiątki tysięcy Chilijczyków maszerowały w czwartek w drugim dniu ogólnonarodowego strajku, którego uczestnicy domagają się zmian w silnie scentralizowanym rządzie. Prezydent Sebastian Pinera nazwał strajk nieuzasadnionym, powołał się przy tym na rosnącą gospodarkę Chile oraz otwarcie władz na dialog.

Jak się wybrało biznesmena na prezydenta to się go ma. Jemu rośnie. Tak jak na „zielonej wyspie” wzrost jest, więc ludziom jest lepiej. A jak się komu nie podoba to w kraju, który zrodził takiego „prawdziwego patriotę” jak Pinochet są sprawdzone wzorce rozprawiania się z lewactwem.


Pewny zysk

Euro 2012 było okazją dla towarzystw funduszy inwestycyjnych do stworzenia specjalnych produktów, które miały zarabiać na akcjach spółek, które budują infrastrukturę i zarabiają na organizacji mistrzostw. Uważamy, że branża budowlana ma doskonałe perspektywy rozwoju związane nie tylko z Euro 2012, ale również z napływem funduszy strukturalnych z Unii Europejskiej - mówił wiosną 2008 roku "Gazecie" Marek Mikuć, wiceprezes zarządu Allianz TFI. Jak bardzo prezes się pomylił, pokazały następne lata. Kiedy produkty Euro 2012 startowały, WIG20 był w okolicach 3500 pkt, a fundusze inwestycyjne pękały w szwach od napływu pieniędzy od tysięcy polskich klientów. Rekord miał dopiero paść - w lipcu 2007 r. suma aktywów, jakimi zarządzali powiernicy, osiągnęła 140 mld zł. Jednak już rok później wybuchł kryzys, a w lutym 2009 r. wartość aktywów spadła do 67 mld zł

Jakby nie patrzył i czego by nie analizował wychodzi jedno. Zarabiają tylko pośrednicy, dla których wzrost czy spadek nie ma znaczenia. Jak się bierze prowizję od każdej transakcji to trend nie ma znaczenia. I o to tylko chodzi, żeby się kręciło. Przecież właściciele tych „funduszy” nie ponoszą żadnej odpowiedzialności finansowej. Frajerzy zawsze przegrywają. Zyski z „gier finansowych” są tak samo pewne jak z ruletki, tylko kasyno zawsze wygrywa.

Po prośbie
Wiceprezydent USA Joe Biden starał się dziś zapewnić chińskich przywódców, że amerykańskie obligacje skarbowe, których Chiny mają na sumę 1,2 biliona dolarów, są bezpieczne - pisze agencja Associated Press.
 Szczególnie ważne jest to, że przekazał pan chińskiej opinii publicznej wyraźne przesłanie, iż USA dotrzymają słowa, jeśli chodzi o ich dług rządowy - oświadczył Wen.
- Chcę jasno powiedzieć, że nie macie się czym martwić - zapewniał Biden chińskich przywódców w kwestii posiadanych przez Pekin amerykańskich obligacji.

Czytam to po raz dziesiąty, oczy przecieram i znowu widzę to samo. A gdyby tak 10 lat temu ktoś coś takiego przewidział to by go śmiechem zabili. A jednak, nawet rzeczy niemożliwe kiedyś stają się możliwe. Dodam jeszcze, że jak byśmy wcześniej studiowali chińską filozofię to nigdy by do tego blamażu nie doszło. My za to woleliśmy przyjąć filozofię rodem z gór Golan, tanio kupić, drogo sprzedać. Ale co ? Gówno w pozłotkach, bo tym się USA zajmowało przez ostatnie 30 lat. Na deser, Hewlett Packard planuje przestać robić komputery, to co oni będą robić ? Opcje i CDS’y ?


 Kto na tym zdjęciu łaskawie prosi a kto łaskawie daje ?







Kwiaty dla Grabarczyka

Umowa na budowę podziemnego dworca w Łodzi podpisana. Pierwsze pociągi mają z niego odjechać na przełomie 2014 i 2015 r. Roboty na poważnie ruszą wiosną 2012 r. Ale już 16 października stary dworzec Łódź Fabryczna zostanie wyłączony z ruchu. Od jesieni pociągi będą dojeżdżać więc tylko do stacji na Widzewie. Umowę na peronie Dworca Fabrycznego podpisali wczoraj prezydent Łodzi Hanna Zdanowska, prezes PKP PLK Władysław Szafrański oraz prezes firmy Torpol, która będzie budować nowy obiekt – Tomasz Sweklej. Teraz budowlańcy mają 42 miesiące na zburzenie starego dworca, wykopanie wielkiej dziury i zbudowanie nowego obiektu. A także – uwaga – na zaprojektowanie dworca. Bo projektu technicznego jeszcze nie ma. Na uroczystość nie dotarł minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, zajęty tłumieniem strajku w Przewozach Regionalnych. O jego dobry PR zadbała prezydent Zdanowska, która w pierwszych słowach podziękowała Grabarczykowi, jako człowiekowi, który ma największe zasługi dla tej inwestycji. W tym samym momencie z tyłu peronu dobiegły okrzyki: „Łódź przeprasza za Grabarczyka”.

Świetnie, nie ma żadnego projektu ale „uroczyste otwarcie” z powodu nadchodzących wyborów zawsze można zrobić, ciemny lud to kupi.” Polska w budowie „. Jeśli cała Polska jest w takie „budowie” jak dworzec w Łodzi to pozostaje nam oddać się w ręce „Chrystusa Króla” ze Świebodzina. No i koniec artykułu, który spowodował u mnie natychmiastową reakcję gruczołów łzowych.

 Podobno wpływy "spółdzielni" Grabarczyka, dużej grupy osób w PO z nim związanych, mają sięgać tak wysoko, że minister postanowił uczynić z siebie, a nie z premiera główną postać kampanii wyborczej Platformy. Nie od dziś wiadomo, że Cezary Grabarczyk konkuruje z Grzegorzem Schetyną o drugie po Tusku miejsce w PO.

Bo kota można tak długo nicować aż się go przenicuje. Można nawet z Grabarczyka zrobić „Cezarego Wielkiego”  co to zastał Polskę drewnianą a zostawił zabetonowaną. Choć coś mi to przypomina, a Wam nie ?

Słynny "wiadukt z dziurą" po roku opóźnienia jest już prawie gotowy. Wiadukt łączący ul. 17 Stycznia i Cybernetyki prawdopodobnie będzie oddany do użytku w październiku.

Prawie stanowi …, oj już sił nie mam, naprawdę.

Autostrada Wielkopolska (AWSA), koncesjonariusz trasy A2 Konin-Tomyśl, może wystąpić do sądu przeciwko Skarbowi Państwa. Spór dotyczy państwowych płatności dla spółki za darmowy przejazd ciężarówek, który gwarantował aneks do umowy koncesyjnej. Został on uznany za nieważny w ubiegłym roku przez resort infrastruktury, który od lipca 2011 roku wprowadził e-myto, zlikwidował winiety i przestał płacić AWSA.W efekcie spółka wróciła do pobierania od kierowców ciężarówek opłat na bramkach. Wielu nie chce płacić i omija trasę, a firma traci przychody. Według szacunków AWSA, z powodu zniesienia winiet straci rocznie nawet 60 proc. przychodów i natężenia ruchu, a do końca trwania koncesji, czyli do 2037 roku, dostanie od kierowców mniej nawet o 6-8 mld zł. Dlatego spółka rozważa zaskarżenie Polski o odszkodowanie, choć to ostateczność. Wierzy, że szef rządu podejmie mediacje. "Mam nadzieję, że uda się stronom znaleźć długofalowe rozwiązanie" – podkreśla wiceprezes AWSA Robert Nowak.

Ja proponuje inne „ostateczne rozwiązanie”. Rewolucję, bo inaczej każdy z nas będzie musiał „wyrównywać straty” wszystkim kapitalistom. Z kapitalizmu została już tylko nazwa (tak samo było z socjalizmem) a to co jest polega wyłącznie na prywatyzacji zysków i uspołecznianiu strat. Każdy pierdolony kapitalista jak ma straty to każ je sobie wyrównywać z budżetu Państwa czyli kieszeni ubogich. Ustrój, w którym Państwo gwarantuje prywatnym firmom zysk nie jest żadnym kapitalizmem lecz powrotem do głębokiego feudalizmu, gdzie Władca (tu samiec alfa Donald Tusk) gwarantował swoim totumfackim zyski z kieszeni poddanych. Dlatego trzeba znów stawiać gilotyny, Donek szykuj szyję.



Jazda Polska


Wyprzedzał w miejscach niedozwolonych, a jego zachowanie wskazywało, że może być nietrzeźwy. Kilkunastominutowy pościg zakończył się na polnej drodze. Mężczyzna po ucieczce z auta skierował się w pole, jednak już po kilku minutach został zatrzymany. Okazało się, że jest to 30-letni mieszkaniec Brzegu. Urządzenie pomiarowe wskazało u niego ponad 2,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Po sprawdzeniu policjanci ustalili, iż zatrzymany mężczyzna posiada sądowy zakaz prowadzenia pojazdów

To już jest norma, Polska Norma.

Kierowcy przykładnie respektowali ograniczenia prędkości, nie dając zarobić fotoradarowi na własne utrzymanie. Władzom gminy nie opłacało się go więc już rozstawiać na gminnych drogach, bo koszty obsługi i obróbki zdjęć przewyższały wysokość wystawianych mandatów.

Więc wyszło szydło z worka. Nareszcie otwartym tekstem władza była łaskawa przyznać, że ma w dupie bezpieczeństwo a chodzi tylko o kasę. Naszej władzy zresztą zawsze chodzi tylko o kasę bo obywateli ma głęboko w dupie. Tym właśnie różni się Republika Bolanda. Między innymi oczywiście.

Wieści z kasyna

Prof. Osiatyński uważa, że głównym problemem ekonomicznym są teraz spekulacje walutowe. Spekulanci odnoszą zyski na sprzedaży waluty i ponownym jej odkupywaniu po niższej cenie. Rozwiązaniem według niego jest wprowadzenie tzw. podatku Tobina. Chodzi o podatek nałożony na wszystkie krótkoterminowe transakcje walutowe. Pomysłodawca, James Tobin, amerykański noblista w dziedzinie ekonomii, chciał, żeby wpływy z niego były przeznaczane na wyrównanie nierówności społecznych. Argumentując za wprowadzeniem podatku Tobina, prof. Osiatyński powołał się na Konsensus Waszyngtoński - podstawowy dokument na którym opiera się polityka Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. - Sam twórca Konsensusu Waszyngtońskiego, prof. John Williamson twierdził, że liberalizacja rynków finansowych nie może dotyczyć krótkoterminowych obrotów. Inaczej gospodarka stanie się kasynem - powiedział prof. Osiatyński w poranku Radia TOK FM.

A kogo w kasynie obchodzą nierówności społeczne. Jak ktoś jest biedny to jego wina, czy nie tak wyglądają oficjalne poglądy polityków USA i niestety Polski też. ? Każda metoda zarabiania pieniędzy jest dobra i słuszna. Wczoraj czytałem analityka, który pisał, że spekulacja koniec końców też jest korzystna dla gospodarki a co za tym idzie dla obywateli. Tak jak lichwa, która dalej uprawiają w Polsce „instytucje finansowe”. Powstała cała ustawa a lichwa jak była tak jest. Panie Profesorze, Pan by chciał i ja bym chciał żeby nastąpiło opamiętanie ale nie nastąpi. Oglądałem ostatnio „Inside job” i muszę powiedzieć, że pomysł obywateli Izraela, którzy na głównym placu Tel Avivu postawili gilotynę jest ze wszech miar słuszny. Jak wszyscy pamiętają niejaka Antonina „od ciastek” opamiętała się dopiero tuż przed użyciem tejże na jej smukłej szyjce. Przykro mi, ale nie widzę innej metody bo złodzieje śmieją się nam w żywe oczy.

Agencja ratingowa Moody's była powszechnie oskarżana o przyczynienie się do powstania finansowej bańki i jej destrukcyjnego pęknięcia, ponieważ udzielała wysokich ratingów inwestycjom o wątpliwej jakości.  Obecnie na czele krytyki staje jeden z byłych pracowników firmy. W 80-stronicowym liście do nadzoru federalnego były wiceprezes Moody's twierdzi, że firma regularnie wyciszała jego osobiste wątpliwości, aby zdobywać kolejne umowy i utrzymywać zyski. Menedżerowie Moody's mieli zastraszać analityków, którzy sprzeciwiali się przydzielaniu pozytywnych ratingów. Według byłego analityka Williama Harringtona jeden z departamentów firmy nękał pracowników, którzy mieli niezależne opinie. Harrington twierdzi, że firma była skazana na fundamentalny konflikt interesów: podobnie jak inne agencje ratingu kredytowego, Moody's dostaje swoje wynagrodzenie od tych samych firm, których instrumenty mają być obiektywnie oceniane.- Moody's stworzyło system motywacyjny, który zachęcał analityków do przystawania na wszystkie żądania płatników i pracy zgodnie z harmonogramem narzucanym przez płatnika - napisał Harrington. - Celem zarządu jest robienie z analityków posłusznych obywateli korporacji, którzy podczas posiedzeń komitetów ratingowych głosują zgodnie z odwiecznym credo firmy, polegającym na maksymalizacji zysków. Kierownictwo Moody's miało wielokrotnie ignorować wewnętrzne ostrzeżenia, że pracownicy odpowiedzialni za rating papierów wartościowych zabezpieczonych hipotekami "seryjnie wydają bezwartościowe opinie".

I KÓŁKO BIZNESU SIĘ ZAMKNĘŁO.

Chcesz znać prawdę ? Idź za pieniądzem, badaj przepływy. Chciwość zgubiła świat ?  A mogło być inaczej ? To ostatni etap systemu rozwoju "przez kredyt". Jeśli można mieć coś czego się nie wypracowało to po co pracować. Poza tym „premiowy” system sprzedaży Made in America (przypominam słynną „Śmierć komiwojażera”) musiał się tak skończyć. Jeśli zarobki są uzależnione wyłącznie od „wolumenu sprzedaży” to trzeba sprzedać za wszelką cenę. Jako doświadczony inżynier od spraw jakości wielokrotnie na własnej skórze widziałem jak „wzrost sprzedaży” demolował jakość. System „bonusów” na każdym szczeblu wszystkich firm biorących udział w tej „zabawie” musiał „poluźnić” jakość sprzedawanych produktów. A ponieważ dotyczyło to kredytów i papierów „wartościowych” , to efekt jest piorunujący. I rzecz ostatnia, jakość można zepsuć szybko, odbudowywać trzeba WIELOKROTNIE dłużej. Stawiam, że nam się już nie uda. To koniec.

Richard Fisher z Banku Rezerwy Federalnej w Dallas (jeden z oponentów decyzji określającej okres utrzymywania niskich stóp) zakomunikował, że FED nie jest od ochrony przedsiębiorców i inwestorów giełdowych. Tak ostry przekaz nie spotkał się ze zrozumieniem inwestorów. Pokazuje on jednak, że gracze giełdowi w mniejszym stopniu mogą liczyć na ratunek z tej strony. Jednocześnie Fisher zauważa słabnącą gospodarkę światową, jednak po ratunek kieruje do Waszyngtonu i upatruje go w rozwiązaniach fiskalnych, a nie pieniężnych.

"Nie spotkał się ze zrozumieniem inwestorów" , oj jacy biedni. Ale pewnie spotka się ze zrozumieniem społeczeństwa, które musi ciągle płacić za nieustające "kryzysy" na rynku pieniężnym. Najlepiej dowalać pieniędzy na rynek bez żadnego opamiętania, obywatele poprez inflację stracą ale "rynki" wyprowadzając gros tych środków na swoje konta wielokrotnie pomnożą swój majątek. Prywatyzacja zysku i uspołecznienie strat to cała filozofia "inwestorów", czas na gilotynę, bo po dobremu nie są w stanie zrozumieć. Nie da się budować na chciwości, bo chciwość to jeden z 7 grzechów głównych, społeczeństwo , które o tym zapomniała, a z chciwości uczyniło motor swoich działań jest skazane na zagładę. Gracze giełdowi liczą na ratunek, może za nimi staną gracze na wyścigach konnych i gracze w pokera. Każdy, kto przegra dostanie od Państwa zwrot straconej sumy, to równie dobry pomysł.

Lost American Dreams

Sukhoi T-50 to najnowszy samolot myśliwski zaprojektowany przez Rosjan. Maszyna może im zapewnić dominację w przestworzach, jest bowiem znacznie zwrotniejsza niż amerykański F-22.  Dotychczas to F-22 Raptor uważany był za jeden z najlepszych i najnowocześniejszych samolotów myśliwskich na świecie, ale teraz przybył mu bardzo groźny konkurent. Jest nim produkt rosyjskiego przemysłu wojskowego, niewidzialny dla radarów myśliwiec Sukhoi T-50, znany także jako PAK FA. Jak wiadomo F-22 ma poważne problemy techniczne, które już doprowadziły do kilku wypadków i dlatego loty tych maszyn zostały wstrzymane, co może oznaczać, że Amerykanie nie będą mieć samolotu zdolnego do nawiązania równorzędnej walki z T-50. Warto wiedzieć, że pilot nie może mieć zbyt dużej przerwy w lataniu danym modelem, ponieważ straci uprawnienia i będzie musiał przejść ponowne szkolenie. Rosyjska maszyna została zbudowana z kompozytów, dzięki czemu jest niewidzialna dla radarów. Jest również bardziej zwrotna niż F-22, a także wyposażona w nowoczesny osprzęt – wspomina się o systemie radarowym opartym na pewnej formie sztucznej inteligencji. Nowe maszyny do służby wejdą na przełomie 2014 i 2015 roku, a dzięki współpracy z Indiami, w ciągu 40 lat zostanie wyprodukowanych około tysiąca maszyn, z których każda kosztować ma 50 milionów dolarów, a więc jest kilkukrotnie tańsza niż F-22. Również proces projektowania T-50 kosztował znacznie mniej niż F22.

Od kilkudziesięciu lat koncerny zbrojeniowe w USA dobrym zwyczajem socjalistycznych przedsiębiorstw doją rząd „po kosztach” plus zysk. I co najważniejsze, obojętne jest jakie są te koszty i z czego wynikają. Jakość produktu też jest całkowicie bez znaczenia, Pentagon płacił każdą cenę. I to się musiało tak skończyć, Rosja i Chiny będą robić lepsze i tańsze samoloty nie dlatego, że nagle w USA zabrakło fachowców ale dlatego, że przestały patrzeć swoim koncernom na łapy tak jak bankom zresztą. Efekt ten sam. W segmencie zbrojeniowym USA od dawna nie obowiązują żadne zasady efektywności, Pentagon pokrywa wszystko i nic nie sprawdza. Przekupieni politycy „zaklepują” koleje szalone projekty, więc efekt jest taki jaki był do przewidzenia. Wydatki rosną a ich efektywność maleje, w konsekwencji US Army będzie miało badziewiasty sprzęt o gigantycznej „wartości”. Ale drogi nie zawsze znaczy dobry, a czasem wręcz odwrotnie.


Dżinsowe spodnie, zanim trafią na półkę sklepową, potrafią kosztować firmę odzieżową nawet 3 dolary (ok. 9 zł). To właśnie te dżinsy, które kupujemy w popularnej sieciówce za 39 zł w regularnej cenie. Zwykły bawełniany t-shirt bez nadruków firma kupuje w fabryce za 2 dolary (ok. 6 zł), a spódnicę z tkaniny za 6 dolarów (ok. 18 zł). Ceny produkcji obuwia, w zależności od rodzaju, mogą wynosić nawet 4 dolary (10-12 zł). W sklepach kupimy trampki za 40-80 zł, ale do identycznych butów wystarczy doszyć charakterystyczne logo z gwiazdką, by sprzedawać je za 200 zł. W Pakistanie, Bangladeszu, Indiach, Północnej Afryce produkuje się ciuchy, które wypełniają półki odzieżowych masówek. Czasem z jednej fabryki w Chinach na jednej linii produkcyjnej szyje się dżinsy dla sieciówek odzieżowych i dla Armani Jeans. Ta sama tkanina, te same przeszycia i guziki i ta sama cena w produkcji (ok. 40-50 zł). Gdy dodamy metkę – magiczną wartość dodaną – włoskie spodnie drożeją kilkanaście razy, choć powstały w tym samym miejscu i tych samych składników. Tommy Hilfiger, zwykł mawiać, że nigdy nie wyprodukuje niczego bez metki, bo metka jest stylem jego życia i jego treścią. Ostatnio treścią życia projektanta są też liczne procesy za obniżanie jakości rodukowanych ciuchów. Jednak sweterki i spodnie z charakterystyczną trójkolorową flagą są nadal chętnie kupowane.

No właśnie, „magiczna wartość dodana”. W „białym” świecie ostatnie kilkadziesiąt lat poświęciliśmy na  tworzenie MAGII. Czerpiemy zyski z „sektora finansowego” za pomocą „inżynierii finansowej”, „markowych wyrobów”, gdzie sama metka powiększa wartość ciucha o 1000 % lub lepiej, praw autorskich, które w USA „rozwleczono” do 99 lat oraz „patentów”, gdzie nawet klikanie myszką jest opatentowane również na 100 lat. A produkować będą „małe żółte łapki” płacąc nam za „inżynierię finansową”, „marki”, „prawa autorskie” i „patenty”. Tylko, że oni stali się tak bezczelni, że powiedzieli NIE i nie płacą. A ponieważ mają swoje bomby, samoloty, lotniskowce i co tam jeszcze to MOŻEMY ICH W DUPĘ POCAŁOWAĆ. Zapraszam na Pratunam w Bangkoku, tu z godziwym zyskiem sprzedawcy handlują wyrobami bez „metek” i „firm” . Wybór szalony, jakość przyzwoita a ceny „mocno konkurencyjne”. Jak się człowiek na rok obkupi to się cała wycieczka zwraca. Wystarczy zrezygnować z wizyt w „firmowych” sklepach. Wzornictwo też o niebo lepsze, naprawdę trzeba być frajerem, żeby kupować to „markowe” badziewie. Pan Hilfiger pewnie ze swego „stylu życia” nie zrezygnuje, ale jego sklepy wkrótce pozamykają z braku klientów.

Znak Boży

Siedem osób odniosło rany różnego stopnia po tym, jak w wyniku ulewy i silnego wiatru zawaliło się kilka namiotów pielgrzymów na dawnym lotnisku Cuatro Vientos (Cztery Wiatry), gdzie papież Benedykt XVI przemawiał wczoraj późnym wieczorem podczas 26. Światowych Dni Młodzieży. Silny wiatr, który zerwał się gwałtownie, przewrócił słup wysokiego napięcia i Krzyż Młodych, podarowany młodzieży świata przez Jana Pawła II, oraz zerwał z głowy Benedykta XVI piuskę. Doszło także do naruszenia podium, na którym przemawiał papież. Benedykt XVI musiał przerwać wystąpienie, aby technicy sprawdzili stan podium.

Kiedyś kapłani w takich przypadkach zawsze mówili, że to ZNAK BOŻY, teraz nie ?

Krwawa forsa

Autor artykułu analityk rynku naftowego Johnny West podkreśla, że równolegle do tragicznych wydarzeń, wstrząsających Syrią trwa normalna praca koncernów naftowych. Podaje przykład brytyjskiego Gulfsand Pertolum, które ostatnio ogłosiło odkrycie nowych złóż ropy oraz Kulczyk Oil Ventures. Ta firma "rozpoczyna wiercenie (..) w odległości pół godziny jazdy od Hamy, gdzie syryjska armia okupuje połowę miasta i gdzie co najmniej 100 protestujących zostało zabitych w ciągu ostatnich 10 dni" - pisze West.

Brawo nasz najlepszy „biznesman”, brawo. Gorzej już chyba być nie może, bo Kaddafi właśnie upadł. Tak to Polski biznes daje przykład sławetnej „etyki”, o której tak jego organizacje zawsze gęgają w telewizji. Oj rację miał tow. Feliks i jego nagan, oj miał.

p.s. Unia Europejska w zeszłym tygodniu zapowiedziała wprowadzenie sankcji na import ropy z Syrii.

Powtórka ?

Dziesiątki tysięcy Chilijczyków maszerowały w czwartek w drugim dniu ogólnonarodowego strajku, którego uczestnicy domagają się zmian w silnie scentralizowanym rządzie. Prezydent Sebastian Pinera nazwał strajk nieuzasadnionym, powołał się przy tym na rosnącą gospodarkę Chile oraz otwarcie władz na dialog.

Jak się wybrało biznesmena na prezydenta to się go ma. Jemu rośnie. Tak jak na „zielonej wyspie” wzrost jest, więc ludziom jest lepiej. A jak się komu nie podoba to w kraju, który zrodził takiego „prawdziwego patriotę” jak Pinochet są sprawdzone wzorce rozprawiania się z lewactwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz