Demokracja, niestety pozorna
69 proc. Polaków popiera akcje protestacyjne
związków zawodowych 24 proc. jest przeciw - wynika z sondażu CBOS. Choć w
ostatnim miesiącu znacznie wzrosło poparcie dla inicjatywy związkowców, to
tylko 15 proc. respondentów uważa, że akcja wpłynie na politykę rządu. Wydaje
się, że wrześniowe demonstracje związków zawodowych odniosły sukces na
płaszczyźnie społecznej. W ciągu ostatniego miesiąca bardzo wyraźnie wzrosło
poparcie dla inicjatywy związkowców. Obecnie wyraża je ponad dwie trzecie
Polaków (69 proc., wzrost o 19 pkt), natomiast przeciwna jej jest jedna czwarta
(24 proc., spadek o 13 pkt) - podał CBOS.
Z każdym kolejnym badaniem szef rządu i jego
gabinet mogą liczyć na wsparcie coraz mniejszej liczby Polaków. Z aprobatą
o pracy Donalda Tuska wypowiada się obecnie 26 proc. wyborców (pogorszenie o 1
punkt proc.). Z kolei źle premiera ocenia 70 proc. z nas (pogorszenie o 2
punkty proc.). Jeszcze gorzej oceniamy jego rząd.
Demokracja to znacznie, znacznie więcej niż wybory co cztery
lata i to w warunkach koncesjonowania partii politycznych. A do takiego
„modelu” demokracji sprowadza się to co mamy w tzw. III RP. Obecny
„establishment” polityczny zabetonował system na modłę zza oceanu
Atlantyckiego, i podobnie jak tam mamy wybór wyłącznie między jedną albo drugą
bandą kompletnych matołów o wątpliwej moralności i reputacji. Owa banda uważa,
że bez względu NATO ile tych głosów zbierze (PO zebrała około 15% uprawnionych)
to już mając jeden głos przewagi w Sejmie może robić co jej się żywnie podoba a
„ciemnemu ludowi” wystarczy to tak „wytłumaczyć” jak w przypadku wydłużenia
wieku emerytalnego. A to jest taka sama „demokracja” jak w potępianej przez
tych samych „wybrańców narodu” Rosji, tam też są wybory prezydenta, a potem
Putin robi co chce. Ja tam żadnej różnicy między nim a Panem Premierem Donaldem
Tuskiem nie widzę, a Wy ?
Lekcja demokracji
W sobotę nowym szefem lubelskiej Platformy został Włodzimierz
Karpiński. Poseł Stanisław Żmijan nie startował, bo - jak mówił - nie chce rozbijania
partii. Istniało zagrożenie, że strona przegrana będzie wewnętrzną opozycją.
Karpiński i Żmijan ustalili, że we wszystkich ciałach PO będzie parytet: 55
procent stanowisk biorą ludzie Karpińskiego a 45 proc. Żmijana. Jeszcze przed
głosowaniem Żmijan wyciągnął taką publiczną deklarację od ministra skarbu.
Karpiński potwierdził to ze sceny. Jednak nie do końca ten plan się powiódł.
Mimo zapowiedzi ludzie Żmijana nie weszli do władz PO. - To jest zwykłe
oszustwo. Karpiński publicznie dał słowo i go nie dotrzymał - mówi nam jeden ze
zwolenników Żmijana. Sam Żmijan też mówi o złamaniu umowy i rozważa wystąpienie
z PO. Frakcja Karpińskiego broni się i argumentuje, że to strona Żmijana
złamała ustalenia. 88 osób na zjeździe zagłosowało przeciwko Karpińskiemu.
To ta lekcja „demokracji”, o
której z właściwym sobie udawanym przejęciem i należną powagą perorował wczoraj
Pan Premier Donald Tusk. A to nie żadna demokracja tylko „układy” ewentualnie wola jedynego „samca alfa” w PZPO
czyli osobiście Pana premiera decydowały o tym kto gdzie i za kogo. Ale za to
mina Grzegorza S. bezcenna, jego pogromcy zresztą też. Bo jak to przyjemnie
patrzeć jak opluwany Grzesio udaje, że deszcz pada. Ten, który latami gnoił
wszystkich, którzy mu w drogę weszli, teraz gnojony jest przez Tuska z iście
azjatycką bezwzględnością i pedanterią, żeby tylko bardziej bolało. A zwycięzca
? ten to dopiero miał minę, zamiast siedzieć za dużą kasę w Brukseli i
redakcjach zaprzyjaźnionych TV, będzie musiał wrócić do kraju (raju) i
zapierdalać na wyłączne konto Pana Premiera. A on przecież „robić” nie potrafi,
do tej pory garnitur i gęba pełna frazesów w zupełności wystarczyły. Mieliśmy
okazję popatrzeć jak „wykuwają” się kadry kierownicze Naszej Partii PZPO, teraz
zobaczymy jak to „przełoży się” na rządzenie Polską. Chociaż może lepiej by
było jak byśmy tego oglądać nie musieli.
POPRACUJ.PL czyli żadnej afery znów nie było
Poseł Platformy Norbert Wojnarowski z Lubina oferował pomoc w
znalezieniu pracy w KGHM jednemu z delegatów na zjazd regionalny dolnośląskich
struktur partii w zamian za poparcie kandydatury euro deputowanego Jacka
Protasiewicza.
Żadnej afery nie było, to
wszystko zmyślenia i półprawdy, może coś się komuś w okolicach cmentarza
wymknęło, ale to w innym kontekście i nie dotyczyło cioci tylko wujka, a w
ogóle to nie była żadna korupcja polityczna tylko całkowicie prywatna rozmowa.
Mieliśmy już takie rozmowy przy okazji afery hazardowej, która była. Rzecz
działa się też we Wrocławiu i dotyczyła tych samych ludzi, przynajmniej tego
samego grona ludzi. Jak pozwoliliśmy tamtą aferę zamieść pod dywan to ta mała
afera nawet nie godna jest wspominania. Bo kupowanie głosów za stanowiska w
sferze zarządzanej przez polityków to żadna afera, to norma i tylko patrzeć jak
będzie to zupełnie oficjalne, jak nomenklatura za czasów PZPR. Cóż to zresztą
za różnica PZPR czy PZPO, raptem jedna literka.
Czy na pewno jest się o co oburzać, czy to coś, czego nie było
wcześniej, czy nie jest to normalna rozgrywka polityczna? - pytał Talaga. I
tłumaczył, że taśmy z Dolnego Śląska ukazują powszechne polityczne mechanizmy.
- Coś za coś: zagłosujesz, to dostaniesz kotlet w postaci stanowiska. Tak
rozgrywają to wszystkie partie - zaznaczył.
Pan Talaga, czołowy hunwejbin
polskiej prawicy, piętnujący od lat „zbrodnie komunizmu”, odsądzający wszelką
lewicę od czci i wiary, ma moralność dokładnie taką jakie właśnie poglądy
zaprezentował. Panie Talaga, kupczenie stanowiskami było praktykowane już w
starożytnym Rzymie, ale nikt nigdy nie mówił, że to jest moralne. Dopiero nowa
wersja tak przez Pana ukochanego „demokratycznego kapitalizmu” wprowadziła taką
moralność. W owej „moralności” nie istnieją już żadne normy. Dla władzy i
pieniędzy można zrobić absolutnie wszystko, wszystko można usprawiedliwić i
nazwać „grą polityczną”. Tylko czekać jak Pan zrelatywizuje także fizyczne
likwidowanie „przeciwników politycznych”, przepraszam, ale już dawno
zrelatywizował, bo Pan Talaga należy do zatwardziałych zwolenników Pinocheta i
nawet wsadzanie szczurów do pochwy nie uznaje za praktyki niedopuszczalne. Jak
się to robi komunistkom to przecież wszystko jest w porządku. Żadnego wstydu,
żadnej moralności Pan Panie Talaga już nie ma. I nawet papież Franciszek jak
widać na takiego zagorzałego katolika jak Pan żadnego wpływu nie ma. Bo nawet
nauki Jezusa można wyginać jak się chce, byle władzy i pieniędzy. I naprawdę
się Pan nie boi, że jak wróci Jezus Chrystus to znów wygoni kupców ze świątyni
? Za to właśnie Go zresztą ukrzyżowali, tacy jak Pan właśnie.
To wygląda na jednostkowy incydent - tak rzecznik rządu Paweł Graś
odniósł się do upublicznionych przez media nagrań. Graś pytany w TVP1 o
nagranie potwierdził, że Wojnarowski był u niego, podobnie jak
"kilkudziesięciu albo nawet kilkuset posłów PO trafia". - Przyszedł -
jak wielu posłów - ze sprawami osobistymi, ze sprawami rodzinnymi. Przyszedł
skarżyć się, że jego żona nie ma pracy - relacjonował Graś.
Był się wyżalić, ale niczego nie
oczekiwał, podobnie jak setki innych. Oczywiście, ze tak. I nikt nikomu z tych
żalących się niczego nie załatwił, ot jak w konfesjonale, wysłuchał i
pocieszenia udzielił. Tylko, kto KURWA w to uwierzy ? Nawet Pan Talaga jak
widać nie jest taki naiwny. To kogo teraz Platforma chce oszukać ? Komu chce
wmówić, że to JEDNOSTKOWY przykład ? Aż takich naiwnych nie ma nawet w Polsce,
może to i bantustan ale nie aż tak.
W ocenie rzecznika rządu rozmowa, którą było słychać na nagraniu,
"wygląda na jednostkowy incydent". - Mamy w tej sprawie oświadczenie
Jacka Protasiewicza, który twierdził, że nie upoważniał nikogo do prowadzenia w
swoim imieniu rozmów tego typu z kimkolwiek. Mamy oświadczenie posła
Wojnarowskiego, który mówi, że się zagalopował (...) i że Protasiewicz go do
nikogo nie wysyłał - wyjaśniał Graś.
No kochany, to zupełnie jakbym
słuchał byłego szefa klubu parlamentarnego PZPO łkającego do mikrofonu, że on
na tym cmentarzu o imieninach cioci rozmawiał, że co prawda mówił w telefon, że
załatwia ale nie załatwiał, bo on jest taki prawy i sprawiedliwy. Mamy więc
oświadczenie gościa, który tydzień przed wyborami przegrywał w stosunku 60 do 40 a nagle wygrał , bo co ? Bo
delegaci nagle poglądy zmienili ? Bo miał krawat lepiej zawiązany niż Schetyna
? Oczywiście, żadnej korupcji nie był, i wtedy i teraz. Tylko w „aferze” Rywina
była choć nikt nikomu ani nic nie zapłacił ani nic nie załatwił. Oto miara
hipokryzji zżerającej cały ten kraj. Jak PZPO się z tej, olejnej już afery,
znów wyplącze to będzie oznaczało, że pod względem zasad jesteśmy kolejny krok
bliżej do Mozambiku.
„Newsweek” ustalił kolejne szczegóły tej sprawy. Działaczem z nagrania
jest Edward Klimka, były wiceprezes Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Energetyki
Cieplnej w Legnicy, człowiek, któremu zostało kilka lat do emerytury, obecnie
bez pracy. Jak udało nam się dowiedzieć, po spotkaniu z posłem Wojnarowskim do
Klimki miał zadzwonić jeden z członków zarządu KGHM. Zaprosił go na spotkanie
już po zjeździe. – Klimka ma na to dowód w postaci billingu telefonicznego.
Rozmawiać z mediami nie chce, bo zamieszanie wokół nagrania go przerosło – mówi
nam osoba zaprzyjaźniona z Klimką.
I co Pan Panie Premierze na to ?
To wszystko kalumnie i oszczerstwa, prowokacja Antoniego Macierewicza w zemście
za Smoleńsk ? A może z tego gara korupcji politycznej wreszcie wykipi, może
jeszcze ktoś pęknie i pokaże na czym polega ten projekt, który Pan nazywasz
Platforma Obywatelska, a który jest niczym innym tylko i wyłącznie platformą do
czerpania osobistych korzyści z działalności politycznej. I te osobiste
korzyści są jedyną motywacją do działania dla wszystkich członków PO, Pana
Premiera nie wyłączając.
Szef łódzkiej PO Andrzej Biernat ocenił, że cała sprawa to "zwykła
prowokacja". - Zwykła prowokacja ze strony tego pana, który przyszedł do
posła Wojnarowskiego, ponieważ od trzech miesięcy jest zatrudniony w KGHM,
nomen omen. Nie był zatrudniony ani przez premiera, ani przez Norberta
Wojnarowskiego, ani przez Jacka Protasiewicza, tylko przez prezesa,
wiceprezesa, czy dyrektora tej firmy, czy kto o tym decydował. To wyraźnie
naciągana prowokacja - powiedział dziennikarzom Biernat.
Oto głos jednego z moich
absolutnych ulubieńców. To poseł, przewodniczący i działacz partyjny wprost
idealny. To geniusz, który nawet jakby słońce wstało nagle na zachodzie i tak
by zaprzeczał, że ziemia kręci się już w inną stronę. Ten człowiek potrafi
każdego kota wywrócić na drugą stronę i to tak, że nawet kot tego nie zauważy,
mało tego, kota Schroedingera też by potrafił przenicować bez problemu. Oto
nowa jakość w polityce, nic więc dziwnego, że zaszedł był tak wysoko i jeszcze
wyżej pewnie zajdzie. O tempora, o mores.
„Newsweek” dotarł do kolejnego nagrania pokazującego kulisy zjazdu
dolnośląskiej Platformy. Tym razem jest to film. Widać na nim, jak poseł Michał
Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski namawiają delegata do głosowania na
Jacka Protasiewicza. W zamian sugerują, że działacz mógłby trafić do rady
nadzorczej jednej z państwowych spółek.
Lawina leci, kogo zmiecie, kogo
przysypie a kto na niej wyjedzie do góry ? Tylko to jest dla nich ważne, będą
się tak żreć i podpierdalać na naszych oczach, bez żenady, bez odrobiny wstydu.
A na końcu Pani Pomaska „zaćwierka”, że najważniejsza jest Polska, jej Polska,
bo moja na pewno nie. Moją, twoją i Waszą to oni mają głęboko w PZPO’owskiej
dupie.
W środę późnym wieczorek zakończyło się posiedzenie zarządu PO, które
trwało - z krótką przerwą - od godz. 17 w kancelarii premiera Donalda Tuska.
Tematem rozmów były nieprawidłowości do jakich doszło przy wyborach szefów
regionalnych władz partyjnych na Dolnym Śląsku i w Lubuskiem. Zarząd PO doszedł
jednak do wniosku, że wybory przebiegły prawidłowo i nie zostaną one
powtórzone.
Pełowcy, nic się nie stało,
pełowcy nic się nie stało …
Pora
na program
Ja jestem zdania, że kończymy
etap wyborów w regionach. Wybory w zasadzie potwierdziły iż lider
w Platformie jest jeden. Jest nim Donald Tusk i zaczynamy pracować
nad programem. To Donald Tusk stoi na czele zespołu programowego - podsumował
Cezary Grabarczyk.
Zaczynacie pracę nad czym, nad
programem ? Po sześciu latach u władzy, to co do kurwy nędzy robiliście przez
te wszystkie lata. Jak pamiętam to Pan Cezary Grabarczyk uprawiał był
„propagandę budowlaną” bo Jego działania w ministerstwie infrastruktury tylko
do tego się sprowadzały. Poza tym już dwa razy wzięliście wyborców na plewy pod
tytułem „mamy program”, trzeci raz się nie uda. Nie będę się też znęcał i
przypominał co ten Pana idol podpisywał jako „10 zobowiązań Tuska”, o „planie”
na drugą kadencję i o „nowym expose” Tuska nawet wspomnieć nie warto. Wszystko
było, jest i będzie wyłącznie propagandą. A ten Wasz przywódca to naczelny
Nikodem Dyzma III RP, żałosny ignorant i nieudacznik, czego się nie dotknie to
zamienia w gówno. W gówno opieki zdrowotnej, polityki społecznej, gospodarczej,
edukacyjnej i wszystkiego co położyliście na łopatki. A za Waszymi pięknymi,
wypielęgnowanymi w SPA twarzyczkami, w garniturach z najwyższej półki, jest to,
co wyszło nie po raz pierwszy. Zero kompetencji, korupcja polityczna,
gangsterskie zwyczaje i buta godna Pana Boga. A Pan po tym co i jak Pan był łaskaw
„zbudować” niech się lepiej zamknie, na wieki.
Sześć zmarnowanych lat
Dla mnie miarą wielkości polityka jest co zrobi z władzą. A pod tym
względem rządy Tuska są dla Polski kompletnym fiaskiem. To jest sześć
zmarnowanych lat. Miałem dość polityki bezideowej Donalda Tuska. To jest
polityka obliczona wyłącznie na trwanie przy władzy z zamiataniem coraz
większej ilości problemów pod dywan. Platformę zniszczyło przyzwolenie Donalda
Tuska na uwłaszczenie się aparatu partyjnego na państwie. W chwili, kiedy
również sondaże przestają być dla partii Tuska optymistyczne, to te sprawy
wychodzą, zaczyna się walka buldogów pod dywanem - twierdzi Jarosław Gowin.
Szanowny Panie, dobrze będzie jak
się na ośmiu skończy, bo ja obstawiam, że dwanaście mamy jak w banku. Jak TO
będzie wyglądało po następnych sześciu latach absolutnego nic nie robienia dla
ludzi i robienia wszystkiego dla siebie i partyjnego aparatu nawet sobie
wyobrazić nie mogę. Ale widocznie wyborcy mogą bo z pewnością Platformę i Tuska
na kolejną kadencję wybiorą. Tylko, że po 12 latach takich rządów o ciepłej
wodzie w kranach będą tylko marzyć bo kogo będzie na nią stać ?
Uciekinierzy
Nie wiem na ile to wynika ze staropolskiej tradycji przechwalania się
krzywdami, a także udowadniania, kto jest bardziej chory, a na ile z brutalnego
realizmu mesjanistycznego, który nęka ten kraj od jego założenia. Fakt jest
faktem, że w zasadzie wszyscy stacjonarni Polacy, którzy skontaktowali się ze
mną ostatnio w jakiejkolwiek sprawie, wyrażali zainteresowanie opuszczeniem
rodzinnego kraju. Prośbę swą motywowali faktem, że realia życia w ojczyźnie
stały się zbyt euforyczne dla przeciętnego umysłu.
Ja mogę się tylko dołączyć do
tych wszystkich, którzy z Panem Piotrem Czerwińskim (przy okazji polecam jego
felietony z Irlandii na wp.pl) się kontaktowali. Mogę tylko dodać, że dziś nad
ranem „nadzieja prawicy”, założyciel stowarzyszenia Republikanie wdał się po
pijaku w bójkę z policją i to ze skutkami. Tak więc atmosfera jak widać jest
mocno euforyczna i naprawdę poza spierdalaniem stąd innej rozsądnej alternatywy
też nie widzę.
Autorytety
Sprawa pedofilii jest pretekstem do tego, by zniszczyć w oczach
wiernych autorytet biskupów – powiedział w rozmowie z
"Rzeczpospolitą" abp Józef Michalik. "Próbuje mi się zadać
śmierć moralną. Śmierć medialną. Chodzi o podważenie autorytetu" – uważa
metropolita przemyski.
Podważenie czego ? Jakiego kurwa
autorytetu, o czym Ty gadasz człowieku ? Wasz „autorytet” to taki sam pic na
wodę jak ta cała Wasza historia z chodzącym po wodzie mesjaszem, bajka owszem
może i ładna ale tylko bajka. I ten „autorytet” też sobie sami nadaliście, bo
cała historia Kościoła Katolickiego to jedno wielkie pasmo zbrodni,
złodziejstwa, pijaństwa, obżarstwa pychy i cudzołóstwa, o pedofilii nawet nie
wspominając. Kończ waść, wstydu oszczędź,
bo to co się właśnie zaczęło w Polsce, w innych krajach już dawno się
skończyło. Bo we współczesnym świecie na takie „autorytety” jak Jego
Ekscelencja Arcybiskup Józef Michalik naprawdę już miejsca nie ma. Nie te
czasy, nie ten sam „ciemny lud” co kiedyś.
Polskie drogi do … ruiny
Kiedy Polska pięć lat temu zaczęła rozdawać warte miliardy dolarów
kontrakty na budowę dróg, skorzystać mieli wszyscy. Polska miała przenieść swój
zacofany system transportowy w XXI wiek, europejskie firmy budowlane zdobyć
kontrakty w czasach recesji, a Unia Europejska, która pomagała sfinansować
część prac, mogła wykazać się skutecznością.
Polska w większości dostała swoje drogi, ale pod wieloma względami
jeden z największych projektów budowlanych w Europie okazał się porażką. Kilku
wykonawców procesuje się w sądzie o miliardy euro, które ich zdaniem jest im
winna Polska. Dziesiątki polskich firm zbankrutowało, a międzynarodowe koncerny
tłumaczą swoje straty kontraktami w Polsce. Sześć europejskich rządów
poskarżyło się na sposób, w jaki ich firmy zostały potraktowane w Polsce.
Komisja Europejska bada, co poszło nie tak.
Zapytajcie Lecha Witeckiego, on
Wam wszystko wytłumaczy. Bo drogi w Polsce buduje facet, który całe życie
zawodowe spędził w Najwyższej Izbie Kontroli przekładając i nicując papiery z
lewa na prawo i odwrotnie. Na dodatek ma
manię źle pojętej „dyscypliny finansów publicznych” więc wszystkie przetargi
organizowane przez GDDKiA polegają na wyborze tego, kto da mniej. I nikt nie
ocenia, czy to ma jakikolwiek sens bo liczy się wyłącznie „oszczędność”. A że
„chytry dwa razy traci” to efekt jest jaki jest. Przy przetargu na remont mostu
w Warszawie podpisał umowę z firmą, która dała ofertę dwa razy niższą od
kosztorysowej. Każdy inżynier wiedział, że to jest niemożliwe ale dla
kontrolera z NIK liczy się papier, rzeczywistość nie jest istotna. Ale Pan Premier Donald Tusk broni pana p.o.
Dyrektora (bo egzaminów na urzędnika to zdać jakoś nie potrafił) jak samego
siebie. Do kompletu ministrem jest politolog z przeszłością modela na wybiegu
więc skutek jest jaki jest i inny nie będzie.
Gdzie Polska, gdzie Europa
Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz powiedział, że ustawa jest w
konsultacjach społecznych. Trzeba poczekać na jej uchwalenie, bo zostaną w niej
opisane dokładnie warunki, na jakich będzie można korzystać ze świadczeń
medycznych w Unii Europejskiej. Prezes Funduszu Agnieszka Pachciarz podkreśla,
że dopiero kiedy będzie ustawa wdrażająca dyrektywę unijną, będą podstawy
prawne do zwrotu pacjentom pieniędzy wydanych na leczenie za granicą. Niektóre
kancelarie prawne już namawiają do wyjazdu do Niemiec, Czech lub Słowacji, na
planowe leczenie. Jednak trzeba będzie zapłacić za nie z własnej kieszeni,
wziąć rachunek i wystąpić do NFZ o zwrot poniesionych kosztów. Wszystko
wskazuje na to, że chorzy, którzy zdecydują się na to, będą musieli dochodzić
swoich praw przed sądem.
To Pan Minister Bartosz
Arłukowicz żyje ? Już myślałem, że jak wielu innych wyciągnął kopyta z powodu
absolutnej niewydolności jego „systemu zdrowia”, bo od paru miesięcy jakby się
pod ziemię zapadł. A jednak się pokazał
i to tylko po to, żeby powiedzieć, że znów czegoś zrobić nie zdążył. Fajnego ma
Pan Premier Donald Tusk ministra, dużo zdrowia życzę w związku z tym Panu
Premierowi. A co do meritum to wnioskuję o natychmiastowe wystąpienie tego
pierdolonego kraiku z Unii Europejskiej bo dalsze utrzymywanie tej fikcji
(czyli niby członkostwa w UE ) tylko dla „absorbowania” funduszy unijnych nie
ma moim zdaniem żadnego sensu. Polska nie przyjęła Karty Praw Podstawowych,
teraz nie ma zamiaru realizować kolejnej z najważniejszych dla obywateli
dyrektyw. To po jakiego h… mamy być niby obywatelami UE ? Dla dobrego
samopoczucia Pana Arłukowicza, Pani Pachciarz i Pana Tuska ? A fakt, że Polski
rząd robi wszystko co tylko może, żeby obywatele polscy z tej ułatwiającej
życie dyrektywy nie skorzystali świadczy najlepiej czyj to jest rząd, na pewno
nie polskich obywateli. Co za pierdolony wstyd po prostu.
Po jakiego … ?
Dostaniemy
nowe dowody osobiste, tym razem zdrowotne. Od 2015 roku każdy pacjent ma
posiadać ubezpieczeniową kartę z chipem, a każdy lekarz - elektroniczną
legitymację. Takie rewolucyjne wprowadzi nowelizacja ustawy o systemie
informacji medycznej - zapowiada "Rzeczpospolita".
Po jaką jasną cholerę potrzebny komu
jest ten pieprzony kartonik ? Jeśli nie będzie miał zdjęcia, to żeby sprawdzić,
czy to moja karta, będę musiał też pokazać dowód osobisty. I co do jasnej
cholery ten dokument ma identyfikować ? Potwierdzenie ubezpieczenia ? A jak ?
Będzie co miesiąc „zasilany” przez
pracodawcę ? Co za piramidalne bzdury ? każdy z nas ma numer PESEL i WYSTARCZY.
Ale znów jacyś debile „informatyzują” Polskę wprowadzając nowe „dokumenty”. A
informatyzacja to informacja a nie plastikowe kartoniki, tyle, że tego ta cała żałosna
ekipa nie rozumie i nigdy nie zrozumie. Ja bym ten problem rozwiązał w miesiąc
i za grosze a oni będą to robić latami i za miliardy, i o to chodzi, tylko o
to. Nasz interes jako obywateli nie ma żadnego znaczenia, a te karty to sobie
wsadźcie w … I zobaczcie wzór, nie dość,
że jak widać mamy tam numer PESEL to jeszcze dwa razy jest data urodzenia,
jakim trzeba być debilem, żeby coś takiego wymyślić ? Zamiast tych wszystkich głupot miał być nowy
dowód osobisty ale tego akurat to już nigdy nie będzie.
A po takiego
Co czwarty pacjent, który zgłasza się do łódzkiego pogotowia, nie ma
przy sobie dowodu osobistego. Dla NFZ taka osoba nie istnieje i Fundusz za nią
nie płaci. Dlatego pacjenci bez dowodu będą z pogotowia odsyłani.
To teraz „po nowemu” zapomni
„karty NFZ” i będzie to samo a nawet gorzej. Bo dowód to większość nosi ze sobą
a teraz nam zafundują następną karteczkę, z braku której nawet pogotowie
pomagać nie będzie. A przecież każdy wariant analizy ROI mówi, że przy tym
poziomie ubezpieczonych koszty sprawdzania są wyższe ( i ciągle rosną) niż
wydatki na nie ubezpieczonych. Ale kto w tym kraju się analizą ROI przejmuje,
są ważniejsze rzeczy.
Taka będzie informatyzacja
Zatrzymanie dwa tygodnie temu prof. Adama J. z Politechniki
Wrocławskiej, podejrzanego o wyłudzenie 1,8 mln zł z grantów na badania
naukowe, to tylko wierzchołek góry lodowej - ogólnopolskiej afery w świecie
polskiej informatyki. Dziś "spółdzielnię" tworzyć ma kilku, a może
kilkunastu najbardziej utytułowanych naukowców z dziedziny informatyki,
automatyki i programowania, którzy wzajemnie wspierają się przy staraniach o
pieniądze: pozytywnie opiniują składane wnioski czy pełnią funkcje słupów - ich
nazwiska umieszczane są na listach członków zespołów badawczych, co znacznie
zwiększa szanse na grant, choć tak naprawdę owi naukowcy z projektem nie mają
nic wspólnego. Są wśród nich profesorowie, członkowie Polskiej Akademii Nauk
(inni niż zatrzymany dwa tygodnie temu Adam J.), co najmniej jeden były rektor
jednej z najbardziej znanych uczelni technicznych w Polsce, a także wielokrotni
doktorzy honoris causa uczelni w kraju i za granicą. Ze względu na swój naukowy
dorobek wszyscy wchodzili w skład zespołów ekspertów, tzw. paneli zajmujących
się dzieleniem grantów Narodowego Centrum Nauki.
Dla pieniędzy skurwili się już
wszyscy. Bez żadnego wyjątku. Taką to „moralną przewagę” ma kapitalizm nad
socjalizmem. To w PRL wszyscy byli podobno moralnymi karłami ale w „wolnej
Polsce” miało być zupełnie inaczej. No i jest. Nie ma takiej podłości, której
by całe to „wolne społeczeństwo” nie popełniło wyłącznie dla mamony. Tu rządzi
„cash” i nic innego się nie liczy, nie ma żadnych zasad moralnych i norm
obyczajowych. Piosenkarki zamiast śpiewać tańczą gołe na rurze, piłkarze
zamiast grać tapirują włosy i dziargają tatuaże i tak można wymieniać bez końca
aż do pedofili w sutannach. A szacowni profesorowie naszych uczelni, nasz
naukowy „kwiat” po prostu kradnie, jak zwykli złodzieje bez żadnej szkoły i
moralności. To są naprawdę niezaprzeczalne osiągnięcia 25 lat, to rzeczywiście
robi wrażenie. Tak skudlić wszystkich, żeby stracili jakiekolwiek normy moralne
to naprawdę trzeba umieć.
Chłopaki z Wrocka
Ujawniam milionowe malwersacje. Z tego powodu jestem oskarżony,
oczerniony i skopany – mówi w RMF FM Zbigniew Rybczyński – reżyser, laureat
Oscara. - Bogdan Zdrojewski publicznie kłamie, próbując mnie oczernić. Jeśli
będzie nadal ministrem kultury, zrzeknę się obywatelstwa – zapowiada były szef
Wrocławskiego Studia Filmowego.
Afery hazardowej we Wrocławiu nie
było, szlachetny Grzegorz S. przez ostatnie 30 lat „załatwiał” kasę dla partii
wyłącznie legalnymi metodami, Pan Minister Zdrojewski też jest poza wszelkim
podejrzeniem. A Zbigniew Rybczyński ordynarnie kłamie oskarżając jednego z
wrocławskich tuzów PZPO. Oni wszyscy są jak żona Cezara, czyściutcy, dobrze
ubrani i wiecznie uśmiechnięci. I mają głęboko w dupie, czy się Pan zrzekniesz
obywatelstwa razem z tym Pana Oskarem. Dopóki znajdzie się wystarczająca ilość
debili, żeby wygrać wybory nic się nie zmieni, chyba, że na gorsze.
Walka z bezrobociem
Praca dla tancerki w nocnym klubie – taką ofertę zamieścił na stronie
internetowej Powiatowy Urząd Pracy w Warszawie. Od kandydatek wymaga się
trzyletniego doświadczenia, zaawansowanej znajomości gimnastyki i angielskiego.
Praca na etat za 1,5 tys. zł ma polegać nie tylko na tańcu, ale także na
"konwersacji z klientami klubu", "promowaniu usług
pracodawcy" i "towarzyszeniu gościom podczas wieczoru".
Rząd Pana Premiera Donalda Tuska uczynił
kolejny ważny krok naprzód w walce z bezrobociem. Czekamy na więcej, i niech
się nikt nie waży sugerować, że aparat państwa działa jak stręczyciel bo to
jest nieprawda a żadna praca nie hańbi.
Czyja Polska ?
Wieś ma się nazywać Dwór Chobielin. Sikorski, o czym donosi "Express
Bydgoski", złożył już odpowiedni wniosek. A wniosek ministra ma poparcie
lokalnych władz. Jak tłumaczy resort spraw zagranicznych, został złożony, ze
względu na gości ministra Sikorskiego, którzy jadąc z wizytą do jego
posiadłości, błądzą. W systemach GPS nazwa Chobielin pojawia się, jako... PGR,
oddalony o 1,5 km
od dworku ministra!
No to mamy następny krok w
kierunku zawłaszczania przez bogatych całej przestrzeni publicznej. Jaśnie Panu
Sikorskiemu mało szlacheckiego dworu, jeszcze własnej wsi mu się zachciewa.
Oczywiście tylko na początek. Potem powiat, województwo a może cała Polska,
niech żyje Król.
Kościół XXI wieku
Związek Radziecki to było nic
Opublikowany przez "El Mundo" tajny dokument NSA nosi tytuł
"Dzielenie się zaszyfrowanymi informacjami z zagranicznymi partnerami o
operacjach przeprowadzanych w sieciach komputerowych". Polska jest w nim
wymieniona w tzw. Grupie B, wśród 19 innych krajów, które ułatwiają NSA dostęp
do informacji służb specjalnych. W tym dostęp do tzw. metadanych - zbiorów
danych na wybrany temat. Dokument
zakazuje krajom Grupy B instalowania programów komputerowych, które
uniemożliwiłyby Stanom Zjednoczonym dostęp do sieci i nakazuje, aby kryterium
współpracy między krajami Grupy B stanowił - jak to wyrażono - "zysk netto
na rzecz interesów USA".
Związek Radziecki nie był w
stanie wymusić na PRL żadnych takich układów. Nie miał żadnego bezpośredniego
dostępu do niczego. O wszystko mógł tylko prosić i dostawał albo nie. I nie
konfabuluje tylko wiem. Stopień podległości od czasu „uzyskania niepodległości”
bardzo się zmienił. Teraz jak widać Ameryka może nam nawet zabraniać używania programów
chroniących nasze zasoby. O jakiej więc „wolnej Polsce” mówimy, i za to
wszystko dziękuje Ci Solidarność.
Człowiek on-line
Z badań EU Kids Online, na które powołuje się
"Rzeczpospolita", wynika że 35 proc. nastolatków w Polsce (w wieku
11-16 lat) zaniedbuje rodzinę, znajomych, naukę lub hobby z powodu spędzania
czasu w internecie. Nieco więcej (ponad 38 proc.) bardziej czuje się sobą
"online" niż w bezpośrednich kontaktach z innymi ludźmi. Problem
narasta w zastraszającym tempie i zmierza w stronę uzależnienia .Jak czytamy w
"Rz", nastolatki przyznają często, że nie wyobrażają sobie bez
internetu normalnego funkcjonowania. Co więcej, posuwają się wręcz do agresji,
gdy ktoś chce je odciąć od komputera.
Może Matrix jako intryga nie był
zbyt dobrze wymyślony, ale jak widać właśnie budujemy jakąś jego wersję. I nie
potrzeba żadnego buntu maszyn, żeby sprowadzić człowieka do roli robaka. Nowe
robaki będą dzielić życie między tępą pracę dla wielkich korporacji oraz
wirtualne życie zamiast prawdziwego Bo jak to w kapitalizmie, tańsze wypiera
droższe. Więc po co robole mają jeździć naprawdę na wakacje skoro mogą to
zrobić w wirtualu, tam będzie ich stać nawet na Seszele, choć oczywiście będzie
to też płatne, bo robole też trzeba podzielić na kategorie. Mam dwie refleksje,
po pierwsze to taki pojebany świat pisarze sci-fi opisali już 50 lat temu a
druga jest znacznie lepsza, mnie to wali, ja swoje życie przeżyję naprawdę.
Zamykamy
Electrolux, drugi pod względem wielkości producent sprzętu gospodarstwa
domowego na świecie poinformował, że z powodu malejącego w Europie popytu na
pralki i lodówki, zwolni 2 tysiące pracowników, ponieważ zamyka fabryki i
przenosi produkcję.
W świecie gdzie produkcja i zyski
są ważniejsze od ludzi, co stanie się z tymi ostatnimi gdy zamkniemy już
wszystkie fabryki, gdy w ramach „optymalizacji” przeniesiemy całą produkcję do
Azji i Afryki ? A gówno to „inwestorów” obchodzi, nowa światowa arystokracja
się wyżywi, a my wszyscy możemy sobie najwyżej na bruku pogadać, bo nasza
„cywilizacja” gwarantuje nam wolność słowa. Ale pracy i chleba to już nie, to
już było i nam nie pasowało. Ale teraz to nam jest coraz bardziej zajebiście,
sam chciałeś Grzegorzu …
Ameryka, Ameryka
Bank of America uznany za winnego oszustw przy sprzedaży kredytów . Proces toczący się od sierpnia
dotyczył sprzedaży derywatów hipotecznych. Inwestorzy mieli na tym stracić
nawet 850 mln dolarów. Bank of
America, drugi co do wielkości bank w USA, miał zataić przed inwestorami, że 70
proc. kredytów w jego felernych pakietach udzielili zewnętrzni brokerzy i z
tego powodu były one niepewne.
Kilka dni temu okazało się, że JP Morgan Chase może zapłacić nawet 13 mld USD kar za
działania wywołujące kryzys. JP miałby zapłacić tę kwotę, by uniknąć
postępowania cywilnego w sporze z rządem USA. W 2007 i 2008 r. bank sprzedawał
instrumenty finansowe, których wycena była powiązana z kredytami hipotecznymi
spłacanymi przez Amerykanów. Gdy okazało się, że wielu z nich nie stać na
regulowanie rat, a ceny nieruchomości spadły, papiery stały się bezwartościowe
(eksperci mówili o toksycznych aktywach). Bankowi zarzuca się, że sprzedawał
takie produkty nawet wtedy, gdy wiedział już, że lada moment wybuchnie kryzys.
W 2010 roku bank Goldman Sachs podpisał ugodę z Amerykańską Komisją
Papierów Wartościowych i Giełd i zapłacił 550 mln dolarów grzywny za wciskanie
klientom komplikowanych produktów finansowych stworzonych na podstawie
zaciąganych przez Amerykanów kredytów hipotecznych.