Dziś krótko, bo kilka dni mnie nie było, na moje i Wasze szczęście a także Pana Premiera Donalda Tuska i innych moich "ulubieńców".
Wilcza morda
Szef ze wspólnikiem pobili pracownika, który chciał odejść z firmy.
Kierowcę z Siemianowic Śląskich zaatakowano przed własnym domem, gdy odbierał
świadectwo pracy i zaległą pensję – donosi "Gazeta Wyborcza".
No to co Panie i Panowie z Lewiatana,
BCC, Konfederacji Pracodawców i innych „lobbies” ?
Miął być jeden odosobniony
przypadek a jest już drugi. Drugi upubliczniony, bo ile już było takich
sytuacji nikt nie wie. Tak jak pojedyncze przypadki pedofilii skompromitowały
kościół tak te też niby „pojedyncze” przypadki kompromitują cały ten system.
Taką stworzyliście atmosferę, z przedsiębiorców zrobiliście panów i władców, z
człowieka tylko „zasób kadrowy” na równi z maszynami i surowcami do produkcji.
Odebraliście nam godność, chcecie nam odebrać resztę ludzkich cech żeby na
końcu wrócić do ery niewolnictwa. To Wam się marzy po nocach. Nam za to marzy
się dzień, gdy za to wszystko co nam zrobiliście dostaniecie rachunek, dzień
gdy na znów na placu Saint-Jaques posypią się głowy. Ten dzień
nadchodzi, wielkimi krokami.
Przyjazne
Państwo
Z właścicielem zakładu stolarskiego, który postanowił zamknąć interes i
pracować "na czarno" rozmawia Rafał Drzewiecki. Przedsiębiorca mówi
m.in., że żałuje, iż nie wyjechał z Polski. - Trzeba było stąd wyjechać, kiedy
tylko zaczęły się kłopoty. Córka kolegi wyjechała razem z mężem do Niemiec: on
teraz zarabia 15 euro na godzinę, a ona jako pokojówka w hotelu ma 1300 euro
miesięcznie - opowiada.
- A wie pan, co jej powiedzieli, jak zapytała, dlaczego ma więcej o 300
euro od swojej starszej, bardziej doświadczonej koleżanki na takim samym
stanowisku? Że jest młodą mężatką, więc potrzebuje więcej pieniędzy. Uwierzy
pan w to? - pyta retorycznie.
Jak mówi, państwo "takich jak ja ma w d...". - Komu się
wydaje, że z przedsiębiorczością i wolnością jest dobrze? Są jeszcze tacy? W
tym kraju nie da się normalnie żyć. Bo tu jest smród, brud i ubóstwo - nie
kryje żalu.
- Kasa się liczy. Reszta to bzdurne gadanie. Jak będę miał jaguara,
pokaźne konto, to mogę pogadać o chorągiewkach na 11 listopada. Ja się pracy
nie boję, fach mam. Tylko wk...a mnie chciwość państwa. Mojego państwa. Tylko
jakie ono moje? - pyta retorycznie.
Państwo, szanowny
kolego to jest przyjazne, ale dla doktora Kulczyka oraz innych przyjaciół Pana Posła Szejnfelda. Na
ową „przyjaźń” trzeba sobie zasłużyć, darmo to nic nie ma, darmo to już było,
ale się skończyło. I nie wróci więcej. Więc w grę wchodzi tylko plan b,
zostawić „przyjaciół” smród spierdalać gdzie pieprz rośnie.
Ale smród
W piśmie do Trybunału zarówno marszałek Sejmu, jak i zastępca
prokuratora generalnego napisali, że - w ich ocenie - niezgodne z konstytucją
są art. 6h i 6m zawierające określenie "właściciel nieruchomości". Na
podstawie tego zapisu nie można precyzyjnie ustalić, kto dokładnie ma wnosić
opłatę śmieciową i składać deklaracje - np. we wspólnotach mieszkaniowych czy
spółdzielniach mieszkaniowych.
Sejm broni natomiast idei samych przetargów, chociaż przyznaje rację
autorom wniosków do TK, że gminy nie mogą zlecać własnym samorządowym zakładom
budżetowym - w drodze przetargu - zadań w zakresie odbioru i zagospodarowania
odpadów. "Przy powierzeniu zadań publicznych własnej jednostce
organizacyjnej nie dochodzi w ogóle do udzielenia zamówienia publicznego"
- czytamy w stanowisku Sejmu.
Pod tym względem ustawa jest absolutnie niezgodna z konstytucją -
powiedział PAP Krzywoń, który badał całą ustawę śmieciową pod kątem jej
zgodności z konstytucją. Wskazał, że zgodnie z konstytucją gminy mogą ustalać
wysokość podatków i opłat "w zakresie określonym w ustawie". - W
ustawie śmieciowej nie ma żadnych takich granic - powiedział ekspert.
Strasznie śmierdzi, smrodem
rozkładającego się trupa. Tym trupem jest twór nazywany III Rzeczpospolita.
Kolejna „rewolucja”, tym razem śmieciowa jak zwykle okazała się Frankensteinem
zlepionym z byle gówna i byle jak. Co Ci partacze muszą jeszcze spieprzyć, żeby
dostali czerwoną kartkę i poszli won z boiska ? Na tak postawione pytanie
odpowiedź jest prosta i brutalna zarazem, oni mogą spieprzyć wszystko a nawet
więcej a i tak „przypadkowe społeczeństwo” nic z tym nie zrobi. Bo „naród”
składający się z tępych niewolników o mentalności chłopa pańszczyźnianego,
gnany jak bydło co niedziela do rydzykowatego kościoła, nie zbuntuje się nigdy.
Po każdym bacie tylko się zegnie niżej i dalej będzie na Pana pracował. A
Państwo mogą robić co im się żywnie podoba. I nie muszą się martwić, że ustawy
są sprzeczne z konstytucją, mogą to olać ciepłym moczem, jak wszystko.
Panie Premierze co TU działa ?
Nawet kilka milionów samochodowych "martwych dusz" straszy w
systemie ewidencji CEPiK. Na posprzątanie tego chaosu są pieniądze od
kierowców, ale MSW wspiera nimi resort finansów. Od 2003 r. do połowy 2011 r.
pieniądze za budowę i utrzymywanie CEPiK dostawała firma Asseco Poland. Teraz
zarabia na tym Centralny Ośrodek Informatyki (COI) stworzony i nadzorowany
przez MSW.Jesienią 2012 r. resort spraw wewnętrznych ujawnił, że w ciągu
poprzednich miesięcy doszło do kilkunastu awarii systemu CEPiK, które
powodowały przerwy w pracy rejestrów. Po analizach MSW oceniło, że system jest
"awaryjny, nienowoczesny i zbyt kosztowny". Do tego czasu na budowę i
obsługę CEPiK kierowcy wyłożyli już ok. 1 mld zł ściąganych w postaci tzw.
opłaty ewidencyjnej.
To tylko kolejny z przypadków, gdy za ciężkie pieniądze zdzierane z obywateli, Państwo funduje dobrobyt prywatnym właścicielom firm produkujących buble informatyczne. Tak wygląda CAŁA sfera informatyzacji Państwa. Za sumy nie mające nic wspólnego z kosztami i godziwym zyskiem wytwarza się systemy informatyczne, które nie nadają się do niczego. Tak wygląda PESEL, ZUS, CEPiK, EWUŚ, PKK i co tylko jeszcze w administracji „działa”. Tak samo jest w samorządach, które oblepiły firmy i foremki ciągnące olbrzymie zyski ze sprzedaży produktów wątpliwej jakości. Nawet aresztowanie byłego szefa informatyki w MSW nic nie dało, dalej jest jak było. Zarządzają tym kompletni amatorzy w rodzaju Pana Ministra Boniego, który to zresztą nic przez dwa lata nie zrobił, albo też Pana Romana Dmowskiego w MSW, który to zaczął prace nad rejestrami podstawowymi, w tym PESEL od nowa. Z jakim skutkiem, teraz można się domyślać, ale ja stawiam dolary przeciwko orzechom, że do końca kadencji nic nie zrobi a jego następca … zacznie od początku. Samo MSW przekazało już do prywatnych kieszeni firm informatycznych ponad 7 MILIARDÓW PLN i nie zrobiono nic a nic. Suma strat wynikających z takiej „informatyzacji” kraju to więcej niż roczny budżet. A to tylko jedna ze sfer, gdzie państwo pompuje pieniądze biednych do bogatych bez żadnego zysku dla tych pierwszych. No i co Panie Premierze, pokaże mi Pan coś co w tym Państwie działa ?
Wolny wybór
Groźby, szantaże, przekupywanie działkami należącymi do Agencji
Nieruchomości Rolnych – tak według posłanki PO Bożeny Sławiak wyglądają wybory
regionalne w Platformie. Wszystko opisała w liście do Tuska. W swoim liście
posłanka PO zaznacza z oburzeniem: "Godność mojej partii i moja własna są poniżane.
Wielu wartościowych ludzi mówi już otwarcie o tym, że ta sytuacja skłania ich
do wystąpienia z Platformy. Są bezsilni".
Wiecie co ? Mnie to już nie
dziwi, nic mnie nie dziwi, bo TO dzieje się w Polsce. I ten jeden fakt tłumaczy
wiele, o dużo za wiele. Ale jest jak jest i na zmiany się nie zanosi. Bo ta
miazga zwana polskim narodem jest kompletnie niezdolna do wymuszenia żadnej
zmiany. A Panu Premierowi gówno zależy ilu ma członków, aby byli posłuszni i
wierni. Takie nasze BMW.
Rok nie wyrok
Minął rok, od kiedy za Marcinem P., twórcą
Amber Gold, zatrzasnęła się brama aresztu. Minął rok, od kiedy prokurator
generalny Andrzej Seremet obiecał trzęsienie ziemi w trójmiejskiej
prokuraturze, która prowadziła śledztwo w sprawie najsłynniejszego polskiego
parabanku. Minął także rok, od kiedy premier Donald Tusk zapowiedział
postępowanie dyscyplinarne w sprawie Amber Gold. I co w tym czasie udało się
zrobić? Srogo rozczaruje się ten, kto myśli, że sprawiedliwości stało się
zadość, a winni zaniedbań ponieśli konsekwencje.
Nic się nie stało Polacy nic się
nie stało. Jak wiele innych spraw, musi minąć dużo czasu, gówno musi przyschnąć
a potem się wykruszyć i znów będzie pięknie. A bohaterowie kolejnej afery
rozpłyną się pamięci i staną się tylko historią. Historią dumnej i niepodległej
III RP.
Sponiewierana legenda
Lech Wałęsa powiedział w rozmowie z gazeta.pl, że przed wylotem do
Londynu trzy razy pytał ambasadę, czy ma załatwione przejście VIP-owskie na
lotnisku i wówczas zapewniano go, że tak. Lądujemy w Londynie, a tam się
okazuje, że nic nie jest załatwione. Akurat jeszcze jakaś złośliwa zmiana
strażników stanęła, która nie lubi Polaków i jak mnie zobaczyli, to zaczęli
mnie trzepać. Wyciągali z walizki te nie poukładane majtki, skarpetki,
wszystkim pokazywali. Wstyd - podkreślił były prezydent.
Tak samo traktują młodych
Polaków, którzy przez Ciebie Lechu muszą uciekać z kraju za chlebem. OTAKE
Polskę walczyłeś, o Polskę dla bogatych, o Polskę gdzie za godzinę ciężkiej
pracy Twoi koledzy „pracodawcy” płacą robotnikom trzy złote, czyli jednego
dolara. Ze wstydu powinieneś Lechu z mysiej dziury się nie wychylać zamiast na
premiery kłamliwych filmów do Londynu jeździć. Udław się tą swoją Polską i tą
swoją wolnością, razem z pieszczoszkiem komunizmu, który Ci tą hagiografię
nakręcił.
Kwestia zysku
Jak policzyła organizacja Clean Clothes, koszt produkcji T-shirtu w
Azji to niespełna 9 zł. Do tego dochodzi niespełna 3,5 zł za transport do
Polski. Gdy cena sklepowa wynosi 69 zł, to pozostałymi 57 zł dzielą się
właściciel sklepu i właściciel marki.
Oto jest „nowa ekonomia”. Ci, co pracują dostają „końcówkę” ceny produktu. Lwią część zabiera „właściciel marki” czyli, kto ? Bo jak znam życie to za ową „marką” nie stoi już nic więcej poza znakiem firmowym. Bo już tak się rozleniwili, że nawet projektować im się nie chce. Wszystko od początku do końca jest chińskie a „marka” to tylko nalepka, nic więcej. Do tego handel dorzuca swoje i cena leci w kosmos. Dlaczego to działa ? dlatego, że „kosmici” dają się dymać nawet bez mydła. Taka jest cena zauroczenia „marką”, kto chce niech płaci, ja się dymać nie dam. Ja płacę 9 zł, w Bangkoku oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz